Moim okiem

"Zresztą na cokolwiek patrzymy, chociażby na mebel, krajobraz, świat, nie jesteśmy w stanie wyłączyć z tego patrzenia naszej wyobraźni". Potrafię patrzeć, słuchać, wyciągać wnioski. Dzielę się moim życiowym doświadczeniem, obserwacją życia. Moim okiem. Znajdziesz tu wskazówkę, inspirację do przemyśleń.

  • Moim okiem

    Trudny moment w życiu, jak go przetrwać?

    “Także pauza należy do rytmu”.

    Życie przynosi nam różne momenty, od euforii do smutku. Nie mamy zagwarantowanego szczęścia, stabilizacji, pewności, że to, co już osiągnęliśmy nie zostanie zachwiane. Los doświadcza nas trudnymi sytuacjami, wystawia na próbę. To nieuniknione, nikt nie jest od tego wolny. Czy można się do tego przygotować, moim zdaniem nie. Z reguły spada to na nas jak grom z jasnego nieba. Trzęsie całym naszym życiem, wpędza w stres i smutek, nasze filary zaczynają się trząść w posadach. Trudny moment w życiu – jak go przetrwać?

    Utrata pracy, rozstanie z kimś bliskim, rozwód, zdrada, porażka w sprawach biznesowych, brak środków finansowych, to wszystko w jednej chwili powoduje, że tracimy grunt pod nogami, życie zmienia się o 180 stopni, nasze priorytety się przetasowują. Pojawia się zaskoczenie połączone z niedowierzaniem. Bunt przeciwko takiemu obrotowi spraw, złość i mnóstwo pytań do losu. Dlaczego ja? Niektórzy reagują wycofaniem, zamknięciem się w sobie, inni próbują ratować się wiarą w Boga, powierzając Mu ten czas, ufając, że jest w tym jakiś głębszy sens. Jednak każdego taka trudna sytuacja w życiu osłabia, na krótszą lub dłuższą chwilę. Odbiera energię do działania, powoduje, że musimy wrócić na przysłowiowy start. A to nie jest proste. Stoi przed nami wielka niewiadoma, co będzie dalej, czy to przetrwamy, jak sobie poradzimy?

    Targają nami emocje, frustracja, gniew, poczucie braku wpływu na rzeczywistość, dlatego często osoby o silnym charakterze, samodzielne, dające sobie radę życiu, takie próby przechodzą trudniej. Jest to niezgodne z ich sposobem pojmowania świata. Bo przecież wszystko da się ogarnąć, zabezpieczyć, wystarczy tylko się tym zająć. A tym czasem życie mówi NIE. Daje sygnał – zatrzymaj się, pomyśl, przyjrzyj swojemu życiu, relacjom, związkowi, zastanów dlaczego stało się to, co się stało. Jaki miałaś, miałeś w tym udział, czy były ku temu powody? Trudny moment to czas na refleksję, na weryfikację, na poukładanie myśli. W ten sposób uczymy się życia, poznajemy siebie w różnych sytuacjach, nasze reakcje, sposoby zachowania. Mamy szansę przepracować to, co nas spotkało i powinniśmy tą szansę w 100 procentach wykorzystać. Nie warto uciekać, udawać, że nas to nie dotknęło, pokazywać na przekór sobie, że jest nam jest wszystko jedno. Takie niezaopiekowane emocje, wrócą ze zdwojoną siłą w najmniej oczekiwanym momencie.

    Usiądź, daj sobie przyzwolenie na łzy, smutek, żal. Na wszystkie te emocje, które Tobą w danej chwili targają. Próbuj je zrozumieć, wsłuchaj się w siebie. To ludzkie czuć bezsilność, poddać się choć na chwilę. Odpuścić, okazać słabość. Tylko w ten sposób możesz uwolnić się o tego, co Tobą targa, puścić wolno i podnieść się po upadku.

    Nie ma sytuacji bez wyjścia. Czasem potrzeba czasu, a czasem dużo cierpliwości. Zmiany nastawienia, otwarcia się na inny scenariusz niż planowaliśmy. Oczywiście, że w takim momencie nie do każdego dociera stwierdzenie: “co Cię nie zabije, to Cię wzmocni”, bo nie chcemy być w taki sposób wystawiani na próbę. To nic przyjemnego. Spróbuj zacząć od małych zwycięstw. Wstań z łóżka, ubierz się, nie siedź cały dzień w szlafroku. Wyjdź z domu. Jeśli pracujesz, to musisz wyjść i jakość przetrwać te 8-9 godzin poza domem, działać, znosić wszystko, co Cię danego dnia spotyka. Gorzej, jak nie pracujesz, nie masz powodu by się ruszyć i zacząć działać. Odwlekasz wszelkie aktywności w czasie i tłumaczysz sobie, że na nic nie masz siły, że nie ma sensu nic robić, że może spróbujesz jutro. Ważna jest nawet najmniejsza mobilizacja. Jak uprawiasz sport, to nie rezygnuj z tej aktywności. Zajmij się czymś. Wielu ludzi swoje nowe pasje i zainteresowania odkryło ponosząc wcześniej jakąś porażkę. Bo porażka, strata jest często drogą ku przemianie.

    Często w ten sposób życie przygotowuje nas na coś lepszego, bardziej odpowiadającego naszej osobowości. A czasem pokazuje nam, że raz obrana droga nie musi być tą jedynie słuszną. Ja w takich chwilach często zadawałam sobie pytanie co zrobić z takim życiowym doświadczeniem, jak ono może mi pomóc. Najpierw oczywiście reagowałam jak większość ludzi, bałam się czy sobie poradzę, czy nie dojdę do ściany. Z apatii przechodziłam do nadaktywności, która zagłuszała niektóre trudne myśli, zajmowała głowę, ręce, oddalała ode mnie trudną rzeczywistość. Na szczęście mój życiowy optymizm pomógł mi wiele razy znaleźć interpretację trudnego czasu w życiu. Wytłumaczyć sobie, że jak zamykają się drzwi, to otwierają się okna, że nic nie dzieje się bez przyczyny, tylko nie od razu widać sens tego, co się stało.

    Trudnych momentów w życiu nie da się uniknąć. Taka jest natura istnienia. Na szczęście często dzięki takim próbom idziemy do przodu, rozwijamy się, kształtujemy swój charakter. Nie od razu i nie tak po prostu. Wymaga to siły, dużo pracy nad swoim podejściem do siebie i do sytuacji. Zyskujemy coraz większą kontrolę nad sobą i swoim życiem. Taka świadomość nas uspokaja, dodaje odwagi i wiary we własny potencjał. Mówi się, że “po burzy zawsze przychodzi słońce” i nie da się temu zaprzeczyć 🙂 Powietrze jest wtedy czyste, świeże, łatwiej patrzeć z nadzieją na nieśmiałe przebłyski słońca.

  • Moim okiem

    Porozmawiajmy o miłości.

    “Miłość sama w sobie jest nie do pojęcia, ale dzięki miłości możemy pojąć wszystko”.

    Miłość niejedno ma imię. Opisywana jako silna więź między ludźmi, głębokie uczucie, jakim jesteśmy w stanie obdarzyć drugiego człowieka. Głębokie zainteresowanie kimś lub czymś, znajdowanie w tym przyjemności.

    Miłość, natchnienie poetów, artystów. Trudna do w ramach, nie pozwala na poznanie jej istoty “szkiełkiem i okiem”. Dlatego pewnie tak poszukiwana, wyczekiwana, wyzwalająca w człowieku cały wachlarz emocji, zachowań. Twórcza, a czasem zgubna, ale każdy chce jej w życiu doświadczyć. Porozmawiajmy zatem o miłości, dlaczego tak porusza serca, wzrusza, dodaje siły, odwagi, uszlachetnia, pomaga poznać samego siebie, budzi uśpione pokłady energii, inspiruje, powoduje, że oczy się błyszczą, a Twarz promienieje.

    Paulo Coelho napisał: “Kocha się za nic, nie istnieje żaden powód do miłości” i trudno się z tym nie zgodzić. Od początku naszego życia najczęściej doświadczamy miłości bezwarunkowej. Obdarzają nas nią rodzice. Nie oczekują nic w zamian, po prostu kochają, dbają, chcą przychylić nieba. Jeśli doświadczymy takiej miłości w dzieciństwie, dużo łatwiej nam wejść w spełnioną relację w życiu dorosłym. Jest w nas moc miłości, którą chcemy kogoś obdarzyć, którą chcemy dzielić z drugim człowiekiem. Nie szukamy miłości by nas utwierdziła w przekonaniu, że na nią zasługujemy, nie poświęcamy się nadmiernie, aby ją znaleźć, po prostu przychodzi taki dzień, że miłość puka do naszych drzwi, a my jesteśmy gotowi, żeby wyjść jej na przeciw.

    Dla mnie miłość zawsze była czymś bardzo ważnym. Potrafię się zaangażować, wiem, jak wiele dobra wnosi w moje życie. Mam w sobie mnóstwo wrażliwości, łatwo się wzruszam, a jednocześnie potrafię znaleźć w sobie dużo siły, wytrwałości. Dzięki miłości poznaję siebie, odkrywam jaka jestem. Dla mnie miłość jest podróżą. Choć czasem napotykam rafy, wiem dokąd idę, jestem pewna osoby przy moim boku, potrafię o miłość zadbać. Pielęgnować ją każdego dnia. Otworzyć się na to, co niesie. Jestem jej ciekawa, dostrzegam w gestach, drobiazgach. Bo kochać i być kochanym to dla mnie dar od losu.

    Miłość nie pyta, wybacza, miłość pomaga zrozumieć. Miłość do drugiego człowieka uczy jak stawać się lepszym każdego dnia. Miłość to nie tylko słowa, to czyny, które pokazują nasze zaangażowanie, to codzienna praca nad relacją, czasem trudna i wymagająca mądrych decyzji. Codzienność potrafi dać w kość i wtedy miłość pomaga wytrwać. Daje nadzieję, motywuje. Uczy cierpliwości, otwiera nas na dialog. Nie jest wyścigiem kto lepszy, mądrzejszy, kto ma rację. Miłość to skrajności, czasem śmiech, a czasem łzy. Raz jest łatwiej, a raz trudniej i nie ma recepty na to jak kochać. Trzeba zaufać swojemu sercu, sobie.

    Miłość sprawia, że potrafimy utracić kontrolę, uczucia biorą górę nad rozsądkiem. Jedni nazywają to miłością młodzieńczą, bujaniem w obłokach, miłością idealistyczną. To moment, kiedy idziemy na żywioł, unosimy się nad ziemią. Odkrywamy, że możemy więcej, lepiej, bardziej. Romantyczne uniesienia, kwiaty, wyczekiwanie, tęsknota i niepewność, jak się to wszystko potoczy. Z każdym kolejnym dniem przychodzi zaangażowanie, poczucie więzi z drugą osobą, czujemy się odpowiedzialni, ufamy, ofiarowujemy i doświadczamy poczucia bezpieczeństwa. Pojawia się współzależność i przestrzeń na wspólne cele i marzenia. Wtedy zaczynamy się uzupełniać, wzmacniać, docierać, dostrzegamy swoje zalety i wady, pojawia się akceptacja, stabilizacja.

    “Co to jest miłość? To spacer podczas bardzo drobniutkiego deszczu. Człowiek idzie, idzie i dopiero po pewnym czasie orientuje się, że przemókł do głębi”.

    Najpiękniejsze w miłości jest to, że daje siłę, potrafi zaskakiwać, nawet jak znasz kogoś przez wiele lat, czytasz jak z otwartej księgi, to nie wieje nudą, nie masz poczucia stagnacji, rezygnacji. Pokonujesz przeszkody, walczysz o znalezienie najlepszego rozwiązania, bo kochasz i wiesz, że warto. Miłość nie znika pod ciężarem kłopotów. To rodzaj próby, z której starasz się wyjść zwycięsko, nie dla siebie. Dla Was. Bo mądra i dojrzała miłość daje miejsce na zachowanie indywidualności, niepowtarzalności. Wzmacnia to, co w Tobie najlepsze. Wtedy możesz być dla drugiej osoby. Nie zatracając siebie, swoich zainteresowań, nie rezygnując z marzeń.

    “Istnieje niezwykle potężna siła, dla której, jak dotąd, nauka nie znalazła oficjalnego wytłumaczenia. Owa siła zawiera w sobie i wpływa na wszystkie inne, stoi ponad wszelkimi zjawiskami działającymi we wszechświecie i do tej pory nie została jeszcze przez nas rozpoznana. Tą uniwersalną siłą jest miłość. (…) Ta siła wyjaśnia wszystko i nadaje życiu znaczenie”. Albert Einstein

    Miłość to ludzie. Ich staranie, zaangażowanie, emocje. Ich pragnienia, indywidualność wpleciona we wspólną codzienność. Dbanie o siebie nawzajem, to czekanie przy oknie, wypatrywanie. To śmiech, radość z bycia razem. To sztuka kompromisu. Cierpliwość, nadzieja i świadomość, że możemy na kimś polegać, że dla kogoś jesteśmy najważniejsi. To czuły dotyk, ramiona, w których możemy się schować, przeczekać burze, to oczy kochanego człowieka, w których możemy się przejrzeć. To zainteresowanie drugą osobą. Słuchanie, reagowanie i dobre słowo. Bo “nie wystarczy pokochać, trzeba jeszcze umieć wziąć tę miłość w ręce i przenieść ją przez całe życie”.

  • Moim okiem

    O życiu pod lasem – moje refleksje dwa lata po przeprowadzce.

    Minęły dwa lata odkąd przeprowadziliśmy się z wielkiego miasta do domu pod lasem. Jezioro widać z okna, sosny zaglądają do nas z każdej strony. Widoki sielskie, urokliwe. Jak to jest zostawić swoje miejsce do życia, w którym trwało się ponad 20 lat i przenieść się w zupełnie nowy zakątek świata, oddalony od drogi asfaltowej o 8 km 🙂

    Dzisiaj pokuszę się o przemyślenia i podsumowania. Koniec roku sprzyja takim refleksjom i dobrze sobie w tym czasie w głowie poukładać, wyciągnąć wnioski.

    Co mnie zaskoczyło?

    Nie ma czasu na nudę. Tak, tutaj dzień jest wypełniony po brzegi, po przeprowadzce sprawy do załatwienia się mnożą. Trzeba odwiedzić urzędy, zadbać o papierkowe sprawy. Potem remont, niekończąca się historia 😉 Wymaga niesamowitych umiejętności logistycznych, ogarnięcia spraw od gwoździa do kształtu jaki będzie miała wanna. Trzeba się znać na wszystkim, umieć zaplanować każdy ruch z wyprzedzeniem, najlepiej przewidzieć różne scenariusze, potrzeby, żeby nie jechać do sklepu budowlanego trzy razy w tygodniu. Lista zakupów spożywczych to obowiązkowa sprawa, by kupić wszystko, co potrzebne, no i oczywiście do tego miejsce w domu do przechowywania produktów żywnościowych i innych artykułów domowego użytku. W końcu trudno tu wyskoczyć na chwilę do hipermarketu…

    Można podjechać do lokalnego sklepiku. I tutaj przyjemne zaskoczenie. Wybór duży, asortyment bogaty. Jakość żywności o niebo lepsza niż w sieciówkach. Wszędzie jesteś rozpoznawalny, Pani Cię zna z widzenia lub z imienia, poradzi co warto kupić, czego spróbować, kiedy będzie świeża dostawa pieczywa z pobliskiej piekarni, kiełbasy z czosnkiem niedźwiedzim.

    Tutaj nie ma administracji osiedla. Sam jesteś sobie sterem i ogarniasz wszystko, co trzeba. Jak ze wszystkim, jedni zobaczą w tym plusy, inni minusy. Dla mnie to komfort mieszkania na swoim, samodzielnego decydowania o tym, co zrobimy, jak i kiedy. Nikt się niczego nie domaga, nie płacimy czynszu, nie trzeba być zależnym od nikogo. To duża zaleta i komfort funkcjonowania, choć jest przy tym sporo pracy.

    Najlepsze obuwie to… kalosze.

    Dokładnie tak. Na spacer z psem, do wyjścia przed dom, do ogrodu, do lasu. Zdecydowanie zmienił się asortyment obuwia w mojej szafie. Stawiam na kalosze, trekkingi, adidasy, drewniaki, klapki japonki. Mam też spory zapas kozaków, kowbojki, trzewiki, takie pasujące do dżinsów. W końcu najbardziej liczy się wygoda połączona ze stylem przyjaznym samemu sobie. Tutaj zakładasz to, w czym czujesz się najlepiej, co sprawdzi się w pracy w ogrodzie czy na werandzie, w czym możesz chodzić po piaszczystych drogach, wysokich trawach czy leśnych zagajnikach. Mam w szafie kilka par szpilek na wielkie wyjścia, zachowałam buty, które lubię, bo przecież takie okazje też się tu pojawiają, a poza tym w szafie kobiety musi być wszystko na każdą okazję!

    Bez samochodu się nie da.

    W mieście preferowałam transport komunikacją miejską. Nie stałam w korkach, nie musiałam szukać miejsca do zaparkowania, wszędzie mogłam podjechać na szybko, mając bilet kwartalny w portfelu. Tutaj sprawne auto to podstawa. Nie załatwisz nic nie mając samochodu w garażu czy na podjeździe. Zakupy, wyjazdy do okolicznych miasteczek czy miast, do lekarza, fryzjera, weterynarza. Oczywiście można pojechać busem, ale do busa jest osiem kilometrów i samochodem łatwiej się dostać na przystanek. Jazda po leśnych drogach jest przyjemnością, oczywiście jak masz odpowiednio przygotowany samochód, najlepiej z napędem na cztery koła, który czasem się przydaje. Trasy wyjątkowo urokliwe o każdej porze roku.

    Nasza droga do sklepu 🙂

    Duże powierzchnie do ogarnięcia.

    Tak, przeprowadzka z M3 do domu jednorodzinnego to zmiana sposobu widzenia na ogarnianie, sprzątanie, porządki mniej lub bardziej dokładne. Wszystko wymaga dużo więcej czasu, najlepiej posiadać kilka zestawów środków czystości, żeby po każdy nie biec dwa piętra w dół. Co prawda ruch działa zbawiennie na kondycję, na sylwetkę, ale jednak trzeba sobie te sprawy na nowo zorganizować. Metry podłóg, naście okien, schody, weranda i oczywiście otoczenie koło domu: garaż, warsztat, drewutnia, ogród, trawniki, podjazd. Praca dla dwóch osób na półtora etatu dla każdej. Oczywiście ta aktywność wnosi do życia dużo pozytywnej energii, bo można całe godziny spędzić na pracy w ogrodzie, koszeniu trawy, czyli tzw. kontakcie z naturą 😉 poza tym robisz to wszystko dla siebie i sprawia to dużo satysfakcji i radości, ale po całym dniu zmęczenie daje o sobie znać i wtedy wieczór we dwoje spędzony na werandzie jest najlepszym pomysłem. Po takim pełnym wyzwań dniu śpi się dużo lepiej, intensywniej. Tutaj powietrze jest inne, szum lasu, śpiew ptaków wiosną i latem, wiatr, wszystko kołysze do snu. Nie słychać samochodów, latarnie nie zaglądają do okna. Ciemność rozjaśniona jedynie światłem księżyca i gwiazd.

    I gładko przeszłam do niewątpliwych zalet mieszkania z dala od wielkich miast…

    Bliskość przyrody.

    Kontakt z nią powoduje, że życie odczuwa się głębiej, intensywniej. Odzyskuje się właściwe proporcje. Spojrzenie na życie codzienne się zmienia. Nie idziesz rano do biura na kilka lub kilkanaście godzin, wstajesz i możesz wolniej wejść w rytm dnia. Zacząć poranek od kawy wypitej na werandzie, odetchnąć świeżym, porannym powietrzem – to oczywiście częściej robię wiosną, latem czy jesienią 😉 a zimą siadam z kawą w fotelu i przez duże okno patrzę na okoliczne leśne krajobrazy, które o tej porze roku są wyjątkowo klimatyczne. Fajnie zobaczyć ptaki tłoczące się przy karmniku, wiewiórkę skaczącą po drzewach w poszukiwaniu szyszek czy innych smakołyków. Taki początek dnia daje zapas siły na następne, często intensywne godziny.

    Już kiedyś pisałam o niesamowicie rozgwieżdżonym niebie, które zachwyca i przykuwa uwagę. Można się zapatrzeć. Zasłuchać w odgłosy lasu, których tutaj mamy pod dostatkiem. Dzięcioły, kukułki, sójki, żurawie, dzikie gęsi, wilki, lisy, jenoty. To one tutaj królują. My jesteśmy jakby gośćmi w tej leśnej krainie. Z okolic jeziora dochodzi rechot żab. Nad domem lata bielik. Nigdy nie myślałam, że będę mogła doświadczać takiego piękna natury na co dzień. To uspakaja, pomaga osiągnąć równowagę, dystans do otaczającego świata. Zauważyłam, że tutaj mniej się spinam, częściej wrzucam na luz, daję sobie czas, miejsce na zastanowienie. I to mi bardzo odpowiada.

    Cztery pory roku.

    Jak u Vivaldiego. Tutaj są. Jeszcze można je odróżnić, zauważyć. Wiosna budzi się soczyście, przyroda tętni życiem. Lato przypomina klimatem wakacje u babci na wsi, piaszczyste drogi, łąki, leśne polany. Można usiąść, odpocząć na pniu. Wtedy pojawia się więcej ludzi, którzy choć na chwilę chcą wyskoczyć z codzienności i odwiedzają turystycznie te urokliwe zakątki. Potem przychodzi jesień, malownicza, spokojna, zaczynamy palić w kominku. Koc i herbata z miodem z pasieki, do tego dobry film, winyl czy wyczekana książka. Wtedy zwalniamy tempo. Nadrabiamy czas dla siebie. Korzystamy z owoców pracy przez ostatnie miesiące. I wtedy przychodzi zima, jak z bajki. Mamy to szczęście, że kolejne zimowe miesiące przynoszą nam śnieg, szron, lód na jeziorze. Takie krajobrazy w mieście są rzadko spotykane. Śnieg ledwo się pojawi, to zaraz zostanie odgarnięty, zmieszany z piachem i solą. Z miasta mam raczej wspomnienia pluchy i opóźnionych autobusów miejskich.

    Jesteśmy u siebie.

    I to niewątpliwa korzyść. Nie mieszkamy już w bloku, nie mamy za każdą ścianą sąsiadów (choć tutaj muszę przyznać, że za niektórymi mi czasem tęskno, bo przez wiele lat mieszkania w mieście zawiązały się przyjaźnie, życzliwe relacje). Tutaj nikt nam nic nie narzuca, możemy sami decydować gdzie powiesić antenę satelitarną. Możemy organizować sobie czas po swojemu. Mamy swoje trawniki, grządki, donice. Sami wymyślamy jakie zmiany i modernizacje wprowadzić do swojego otoczenia. Mogę w piżamie wyjść przed dom, co w mieście raczej wzbudziłoby zdziwienie i zainteresowanie 🙂 Remontujemy zgodnie z naszym wyobrażeniem, nie potrzebujemy do tego wizyty Pani z administracji osiedlowej. Sami tworzymy własny klimat w domu i naszym otoczeniu. Tutaj mogliśmy właściwie bez ograniczeń przeżyć pandemię, wykonywać swoje zadania, realizować pasje, chodzić na spacery po lesie. Nie odczuliśmy ograniczeń, zagrożenia płynącego z częstego kontaktu z innymi osobami. Choć na brak relacji międzyludzkich nie narzekamy.

    W takich miejscach relacje z ludźmi są bliższe, bardziej naturalne. Nowo spotkany człowiek ma większą otwartość, jest zaciekawiony tym, co u Ciebie słychać. Pomocna dłoń, chwila rozmowy, dobra rada, wskazówka, spotkania przy różnych okazjach dają poczucie przynależności, ukorzeniają nas w tym nowym (już nie nowym…) miejscu. Tutaj w urzędzie masz imię i nazwisko nie tylko numer. Ludzie są życzliwi, otwarci. Nie masz wrażenia, że uczestniczysz w biegu. Masz więcej wpływu na to, jak kreuje się bliska rzeczywistość. Jesteś znajomą częścią tego, co Cię otacza.

    Do miasta się nie wybieram, choć lata tam spędzone wspominam bardzo dobrze, nauczyłam się wielu rzeczy, ukształtowałam swój charakter, dojrzałam, zdobyłam życiowe i zawodowe doświadczenie, zawarłam przyjaźnie. Nie zapomina się tego, co dobre, dlatego zabrałam to, co zdobyłam, osiągnęłam i wyruszyłam w dalszą drogę. Rozpoczęłam kolejny etap życia. W miejscu, które wybraliśmy oboje, które poruszyło nasze serca i wyobraźnię.

  • Moim okiem

    Wybierz mądrze… O duchu Bożego Narodzenia na kilka dni przed Świętami.

    Już za tydzień usiądziemy do wspólnego stołu. Odświętnie ubrani, uśmiechnięci, radośni. Jedyny taki dzień w roku. I właśnie dlatego z takim zapałem przygotowujemy się na nadchodzącą Wigilię i Święta Bożego Narodzenia.

    I tutaj trzeba zadać pytanie – co w tym czasie jest najważniejsze, na czym skupić uwagę, co wybrać. Czy kolejny raz pojechać po zakupy, zrobić przypadkowe zapasy jedzenia, a może umyć okno, uprać wszystkie dywany, koce, narzuty. A może spędzić godziny w galerii handlowej szukając prezentów dla bliskich. Trafionych i mniej trafionych. Mamy świąteczną tradycję obdarowywania. I warto ją kultywować. Tylko ważne, aby wybrać mądrze. Zastanów się dzisiaj co możesz podarować swoim Bliskim. Czas, uwagę, a może uśmiech. Chwilę rozmowy, dobre słowo. Tego na co dzień często brakuje, a święta mają tę moc, że możemy nadrobić wspólny czas. Pobyć blisko, świadomie, z zaangażowaniem, bez pośpiechu.

    Niektórzy spędzą święta w gronie rodziny, inni samotnie, jeszcze inni łącząc się z najbliższymi telefonicznie czy przez wideo rozmowę. Każdy sposób na celebrowanie bliskości jest dobry, ważne, żeby dać sobie na nią szansę już teraz. Zatrzymać się, by nie roztrwonić tych ostatnich dni przed Wigilią w szalonej bieganie, szarpaninie, perfekcjonizmie. Bo nie o to chodzi w Świętach Bożego Narodzenia. Może jedna potrawa mniej na stole, to dodatkowa rozmowa z mężem, dorastającą córką. Odłóż pucowanie okien do wiosny, a zaoszczędzone godziny przeznacz na zabawę z dzieckiem, na wspólne ubieranie choinki. Bo właśnie takie podejście do wspólnego czasu przekłada się na jakość naszych relacji w każdym kolejnym dniu. Można w nerwach szukać bombek, rozplątywać choinkowe lampki, ustawiać w szeregu rodzinę, aby wszyscy i wszystko było dopięte na ostatni guzik, a można zwyczajnie odpuścić, choć odrobinę. Spojrzeć na ten przedświąteczny czas inaczej. Zastanowić się, czego każdemu z naszych bliskich tak naprawdę potrzeba.

    Oglądamy piękne świąteczne, wzruszające reklamy. Tam widzimy świat idealny, pełen miłości, dobrych uczuć emocji, bliskość, wielopokoleniową rodzinę zgromadzoną przy pięknie zastawionym stole. Problem tylko w tym, że te obrazki nie mają na celu skierować naszej uwagi na sprawy najważniejsze, a jedynie zachęcić nas do zakupu czegoś niezbędnego, zapewniając, że w tej właśnie decyzji jest recepta na udane święta. Podlegamy licznym bodźcom, zachętom, zatracamy się w przedświątecznym wirze. Potem kupujemy wszystkiego za dużo, bez zastanowienia. Poświęcamy na to swój czas i energię. Ulegamy zniecierpliwieniu, stoimy w kolejkach, trwamy w nerwowym oczekiwaniu na kolejnego kuriera.

    Dzisiaj jest ten dzień kiedy można jeszcze wybrać, zdecydować jak będą wyglądały te ostatnie dni przed świętami, a potem całe święta. Czy usiądziemy do stołu zmęczeni szalonym tempem przygotowań czy jednak damy sobie czas na spokojne przeżywanie tego magicznego czasu. Nie trzeba wiele. Sama się o tym przekonałam. Radość przeżywana wspólnie, dobre słowo, telefon do rodziców, samodzielnie zapakowany drobiazg pod choinkę przygotowany z serca. Twoja uwaga podarowana tym, którzy na nią czekają, często cały rok. Spojrzenie w oczy bliskiemu człowiekowi, dotyk ręki, przytulenie, dobre słowo, chwile dzielone razem.

    “Święta to nie stół i ozdoby, a ludzie z ich uśmiechami i ciepłymi spojrzeniami. Ludzie są w święta najważniejsi”. Sylwia Trojanowska, Wigilijna przystań

    Niech będzie pięknie i odświętnie wokół nas, w naszych domach, ale nie dajmy się zwariować i zadbajmy o to, by do głosu doszła nasza empatia, wrażliwość, byśmy odkryli prawdziwy sens przeżywania tego szczególnego czasu. Przygotujmy swoje wnętrze, otwórzmy się na innych, podarujmy siebie Najbliższym. To często najbardziej wymarzony i upragniony prezent 🙂

  • Moim okiem

    Zmiana, trudna konieczność czy koło zamachowe?

    “Czasem los stawia nas na rozstaju dróg i wtedy wszystko jest możliwe”.

    Lubimy stabilizację, poukładany świat, swoje rytuały, przyzwyczajenia, trzymamy się utartych szlaków. Mamy ustalone zasady, którymi kierujemy się w życiu. Nader wszystko cenimy swój “święty spokój”. I wtedy przychodzi ona… Zmiana.

    No właśnie. Zmiany są, będą. To nieodłączny element naszego życia. Tego jednego możemy być pewni. Czy lubimy zmiany, a może się ich boimy? Jak podejść do zmian w życiu, wykorzystać ich potencjał i przekuć na realne korzyści. Zmiana może dać nam natchnienie, nowe światło na naszej drodze, być szansą, jeśli tylko będziemy potrafili do niej właściwie podejść. Nowa praca, zmiany w życiu osobistym, przeprowadzka to momenty, w których na nowo musimy zweryfikować swoje zasoby, przyjrzeć się sobie, ocenić własne siły. Zmiany zmuszają nas niejako do wyjścia z naszej strefy komfortu. A to wielka wartość. Życie to ruch. Nowe wyzwania, możliwości pomagają nam poznać na ile jesteśmy w stanie przekraczać utarte granice w swoim umyśle. Adaptujemy się do nowych warunków, poznajemy nowych ludzi, odrywamy ścieżki, których wcześniej nie znaliśmy. To nas wzmacnia, rozwija.

    Zmiany pomagają nam uzyskać właściwe proporcje w życiu, docenić to, co naprawdę ważne. Spojrzeć na wiele spraw z dystansu, bo przecież całość najlepiej widzi się z pewnej odległości. W ten sposób budujemy nowe, lepsze życie. Oddzielamy ziarna od plew, uwalniamy się od skostniałych układów, obciążających sytuacji, toksycznych osób. Każdy z nas miał styczność z kimś lub czymś, co go wstrzymywało, było przysłowiową kulą u nogi. A zmiana jest powiewem świeżości, szansą na nową jakość. Wychodząc naprzeciw nowemu, otwierając się na nieznane, widzimy siebie w nowym świetle, często dostrzegamy ukryty potencjał, którego wcześniej nie musieliśmy wykorzystywać. Zmiana zmusza nas do wysiłku, do kreatywności. Często coś nas zaskakuje i wtedy musimy spontanicznie reagować, uwalniamy się od schematycznego myślenia i utartych rozwiązań.

    Ja porównuję zmiany do nowego początku, który daje mi możliwość stworzenia nowej jakości, podjęcia wartościowych decyzji. W takim momencie mogę wykorzystać moje doświadczenie, znajomość siebie, swoje mocne strony. Mogę iść do przodu, zachowując dobre wspomnienia, a to, co mi przeszkadzało, ciążyło zostawić za sobą. Zmiana to dla mnie świt, poranek, który kojarzy się z nadzieją. Budzę się i wiem, że mam realny wpływ na to, co będzie. Akceptując daną sytuację skupiam się na tym, co tu i teraz. “Pamiętaj, że wszystko można zacząć od nowa. Jutro jest zawsze świeże i wolne od błędów”. I tak chcę na to patrzeć.

    A Wy jak postrzegacie zmiany? Obawiacie się ich czy potraficie zaprzyjaźnić się z nową sytuacją w Waszym życiu, przychodzi Wam to łatwo czy wymaga siły, pokonania wewnętrznych oporów, strachu?

  • Moim okiem

    Cisza. Spróbuj ją odnaleźć.

    Zapytacie mnie dlaczego warto poszukać ciszy… Do czego nam ona potrzebna? O jaką ciszę chodzi, o tą zewnętrzną czy tą ukrytą w nas samych?

    Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Każdy człowiek jest inny, ma swoje potrzeby, priorytety, jest na innym etapie życia. Czy ktoś, kto mieszka i pracuje w wielkim mieście szuka ciszy? Czy jej w ogóle potrzebuje? Myślę, że cisza jest dzisiaj “towarem” coraz bardziej deficytowym, choć poszukiwanym.

    Wyrusz w drogę do samego siebie. Wyrusz w drogę ku ciszy.

    Sama przekonałam się wielokrotnie, że cisza jest dla mnie odskocznią. Szukałam jej niezależnie od etapu mojego życia. Odpoczywałam w ciszy, zbierałam myśli, resetowałam umysł, tęskniłam za nią, jak przytłaczał mnie codzienny szum, bieganina, nadmiar bodźców. W chwilach decyzji, dokonywania wyborów, małych bilansów zatrzymywałam się, starałam odpocząć, odciąć od zewnętrznego świata. Często dosłownie, zamykając drzwi mojego mieszkania, zostawiając sprawy “niecierpiące zwłoki” za progiem. Pracując z ludźmi i dla ludzi codziennie wymieniasz energię ze spotkanymi osobami, czasem się kogoś radzisz, pytasz, oczekujesz wsparcia. Często tak naprawdę nie masz możliwości wsłuchać się w siebie, poszukać odpowiedzi w sobie, w swojej głowie, w sercu. Rozmieniasz na drobne nurtujące Cię sprawy i problemy. Czytasz poradniki, horoskopy, szukasz inspiracji w przeżyciach i doświadczeniach innych osób. Oczywiście nic w tym złego, sama czasem też tak robię. Z biegiem życia dostrzegłam jednak, że zachowując dystans, spokój, odnajduję najlepsze odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, pojawiające się wątpliwości, bo “cisza nie tylko wyraźniej mówi, ale i dokładniej słyszy”. Człowiek nauczył się czerpać z napływających informacji, do tego stopnia przyzwyczaił się do codziennej lawiny newsów, istotnych i mniej istotnych wiadomości docierających z każdej strony, że zapomniał, jak wygląda życie sam na sam ze sobą. Co więcej, uważam, że wielu z nas boi się ciszy, jest ona dyskomfortem, bo łatwiej zagłuszyć myśli hałasem. Nie trzeba wtedy mierzyć się z tym, co nas boli, nurtuje. Zamiatamy pod przysłowiowy dywan swoje emocje, stres, strach, niepewność. Pod płaszczykiem nadmiernej aktywności chowamy kompleksy, trudne tematy. Problem tylko w tym, że to wszystko i tak nas dopadnie. I wtedy będzie trudniej. Bo najczęściej niezaopiekowane emocje dochodzą do głosu w najmniej odpowiednim momencie, obudzone iskrą przypadkowej złości, niemocy, zniecierpliwienia. Zagadujemy ciszę, tłumimy ją, na siłę tworzymy wokół siebie harmider, skupiamy uwagę innych.

    A warto czasem wycofać się z owczego pędu, po kawałku dochodzić do odpowiedzi, szukać rozwiązań, dać sobie szansę usłyszeć co podpowiada nam rozum. Pozwolić myślom na spokojny przepływ, na rozważenie za i przeciw. Cisza pomaga, stwarza potrzebną przestrzeń.

    Potrafię się wyciszyć, nawet w tłumie, skupić się, odpłynąć. Tak zwyczajnie wyskoczyć z codzienności. Nie boję się usłyszeć bicia swojego serca. I nie chodzi tutaj o wycofanie, bycie samotnikiem, unikanie innych. Najważniejsze to znaleźć równowagę. Osiągnąć spokój wewnętrzny. Choć i ta zewnętrzna cisza potrafi oczarować. Nie zapomnę pierwszej nocy w naszym domu pod lasem. Za oknem panowała zupełna ciemność, słychać było wszechobecną ciszę… Niesamowite doznanie dla mieszczucha 🙂 Na początku nie było to dla mnie naturalne, nie mogłam uwierzyć, że może być tak cicho, żadnych odgłosów zza okna. Powoli nauczyłam się słuchać tej ciszy. Doceniłam jej siłę. Wpływ na mnie, kojącą moc.

    Poszukaj ciszy w sobie, wyłącz telewizor, telefon. Nie bój się milczeć, nie mów na siłę. Cisza to luksus naszych czasów. Podaruj sobie ciszę, jest na wyciągnięcie ręki.

    Tylko cisza…