Blisko natury

"Ptaki udowadniają nam, że istnieje lepsze, prostsze życie, może nawet na wyciągnięcie ręki". Blisko natury usłyszysz siebie, odnajdziesz spokój i równowagę. W zabieganym świecie przyroda jest azylem, porządkuje myśli, przywraca właściwe proporcje.

  • Blisko natury,  Uważność czyli mindfulness

    Uspokój myśli – proste sposoby.

    “Każdy człowiek powinien mieć codzienny kontakt z naturą chociaż przez okno. Każdy człowiek powinien mieć za oknem choćby jedno drzewo, chociaż część drzewa, choć parę gałęzi, żeby widzieć, jak inny żywy organizm reaguje na wiatr i słotę, każdy powinien mieć swoje drzewo w zasięgu wzroku, swoje drzewo dostępne całodobowo w ekranie okna, zmienne, ruchliwe na wietrze, rozszczebiotane w porze ptasich sejmików, kwitnące albo tracące liście, spokojnie przyjmujące każdą porę roku, długowieczne. Ludzie powinni się uczyć od drzew”. Wojciech Kuczok

    Gdy mieszkałam w Warszawie, tuż przed oknem miałam drzewo, posadzone w czasie, jak zamieszkałam w swoich czterech kątach. Drzewo rosło, zmieniało się, stawało się coraz silniejsze, dumne. Czasem wiatr szarpał gałęzie “mojego” drzewa. Patrzyłam wtedy przez szybę i mówiłam: Trzymaj się, nie daj się złamać. I trwało dzielnie, każdego dnia zaglądając do mojego okna. Zmieniało szaty, każdą porę roku obserwowałam na moim drzewie 🧡 Budziło radość wiosną, latem dawało cień, a jesienią cieszyło oczy kolorami. Zimą zastygało, jakby w oczekiwaniu. Zbierało siły, nową energię. Czasem na gałęziach siadały ptaki. Drzewo żyło, dawało im schronienie. A mi dużo radości… Uspokajało myśli, wyciszało. Dzisiaj mam za oknem las. Piękny, pełen życia, tętniący obecnością jego leśnych mieszkańców. Lubię co rano patrzeć po przebudzeniu na drzewa, słuchać odgłosów lasu, w tym szukam równowagi, punktu odniesienia. Taka moja medytacja, sposób na spokój w głowie, utożsamianie z rytmem przyrody. Docenianie jej piękna, niepowtarzalności.

    “Wpatrz się głęboko w przyrodę, a wtedy wszystko lepiej zrozumiesz”. Albert Einstein

    Obserwuj…

    Obcowanie z naturą koi nerwy, obniża poziom kortyzolu, poprawia nastrój. Pewnie nieraz próbowałaś, próbowałeś patrzeć na chmury, obserwować ich kształt, nazywać go. Ja tak robiłam w dzieciństwie z Rodzicami i teraz też mi się zdarza 🙂 Lubię patrzeć w niebo, w nocy zachwycają mnie gwiazdy. Czuję się wtedy częścią czegoś wielkiego, magicznego. Od przeprowadzki do domu pod lasem ilość gwiazd na niebie niezmiennie mnie zachwyca i budzi pozytywne emocje. Tutaj obserwowanie natury jest niejako codziennością. Podglądanie ptaków, zwierzaków, ich zachowań, rytuałów, owadów, zachwycanie się ich różnorodnością. Spoglądanie na drzewa, na kwiaty. Na przestrzeni tych kilku lat wykształciłam w sobie taki nawyk, przyjemne przyzwyczajenie. Lubię się zapatrzeć, obserwować przyrodę. A mogę to robić nawet z domowej werandy czy przez okno. Taka naturoterapia jest niezwykle skuteczna. Nieinwazyjna, bez skutków ubocznych. Choć można się uzależnić 🦋

    Ucz się od przyrody.

    Ona układa w głowie. Jest przykładem, że wszystko co dzieje się wokół ma sens. Zmienność, przemijanie, pauza, oczekiwanie. Poddanie się naturalnemu rytmowi życia. Tego możesz nauczyć się od przyrody. Radość, eksplozja emocji, porażka, pokonywanie trudności. To wszystko pojawia się w przyrodzie. Każde stworzenie ma swój świat, swoje radości, smutki, kłopoty, straty. Swoje emocje, nastroje. I nie trzeba szkół, by sobie z tym poradzić, by wykorzystać potencjał swój i tego, co pojawia się wokół. Wystarczy ufać sobie, swojemu instynktowi, intuicji. Nie myśleć za dużo, nie komplikować za bardzo. Poddać się fali zdarzeń. Dostrzegać szanse, unikać złych ludzi, wybierać to, co dla Ciebie najlepsze. Kontakt z naturą pozwala odpowiedzieć na wiele pytań, układa priorytety, daje przestrzeń na spoglądanie na sprawy z dystansu. Pozwala swobodnie przepływać myślom przez głowę, inspiruje, skupia na tym, co naprawdę w życiu ważne.

    Patrz na zieleń 🌳

    “Czasem sam siebie pytałem, dlaczego natura wybrała zieloność jako kolor życia. Czyżby to był jedyny kolor, który potrafi ocalić ukryty w nim spokój świata, a może i zdolność przenoszenia tego spokoju na człowieka? Bo wszystkie inne kolory wydawały mi się jakby znerwicowane, zarażone niepokojem”. Wiesław Myśliwski

    Już samo spoglądanie na zieleń jest terapeutyczne. Kolor zielony znany jest z działania łagodzącego, uspokajającego, relaksacyjnego. Wycisza, koi stres. Działa na nas odprężająco. Budzi pozytywne skojarzenia. Nie na darmo mówimy, że “nadzieja ma kolor zielony…” 🍀 Zawsze zachwycam się świeżą, wiosenną zielenią. Soczystą, jeszcze nie zakurzoną, nie wypaloną słońcem. Ma w sobie energię, witalność, która emanuje na moje samopoczucie. Pozwala uwierzyć, że wszystko będzie dobrze. Uśmiechnąć się do swoich myśli, pokonać obawy, zredukować niepokój.

    Szukaj dobrych przestrzeni.

    Czyli miejsc, w których czujesz się dobrze. Mogą to być otwarte przestrzenie, gdzie poczujesz się wolna, wolny, gdzie będziesz mógł wziąć głęboki oddech, uciec od tłumu, szumu cywilizacji. Łąka, las, brzeg morza z widokiem na horyzont, ławka w parku z widokiem na drzewa, krzewy. Balkon wypełniony kolorowymi kwiatami, gdzie barwy, zapach będą działały korzystnie na Twoją psychikę, poprawiały samopoczucie. A może wolisz przytulne przestrzenie? Dom, mieszkanie z własnym, ulubionym fotelem, kocem i ukochaną filiżanką… Jeśli tylko chcesz poczuć się spokojniej, wybieraj te miejsca, w których czujesz się sobą, gdzie jesteś w stanie się zrelaksować, odpocząć. Bez wyrzutów skoncentrować na sobie, dać odetchnąć myślom od codziennej pogoni.

    Otaczaj się przyjaznymi i pozytywnymi ludźmi 🧡

    “Z kim przystajesz, takim się stajesz” mówi znane przysłowie. To uproszczenie, ale sens jest zachowany. Nawet nie zdajemy sobie często sprawy, jak wielki wpływ na nas, nasze zachowania, emocje mają inni ludzie. Bliscy, przyjaciele, znajomi, a nawet osoby spotkane przypadkowo. O toksycznych ludziach i o tym, jak się od nich uwolnić pisałam już na blogu. Naprawdę niezmiernie ważne jest kto przebywa blisko Ciebie, komu ufasz, komu dajesz prawo do przebywania w Twojej osobistej przestrzeni. Możesz latać nad ziemią lub czuć ciężar niemocy, czuć, że możesz wszystko lub tracić wiarę w siebie i własne możliwości. Mieć odwagę lub skrywać się za zasłoną strachu. Czuć spokój i równowagę lub szarpać się, tonąć w negatywnych emocjach, obawach.

    Tylko przy życzliwych Ci ludziach możesz czuć się dobrze, bezwarunkowa miłość najbliższych to opoka, bezpieczny port, do którego wracasz po sztormach i burzach. Przyjaciele, którzy wysłuchają, zrozumieją, pocieszą. Będą przy Tobie w radosnych momentach Twojego życia, a Ty będziesz czuł ich szczerą radość, że coś dobrego spotkało właśnie Ciebie. Uważnie dobieraj znajomych. Nawet tych, w mediach społecznościowych. W dobie hejtu i nadmiernego oceniania, “eksperckich” porad na każdy temat udzielanych nawet przez osoby, których nie widziałeś na własne oczy, to kluczowe komu dajesz wgląd do Twojego życia. I w jakim zakresie otwierasz się przed innymi. Pilnuj swoich granic. To da Ci dużo wewnętrznego spokoju i komfortu. O poczuciu bezpieczeństwa nie zapominając… A spokój w głowie to podstawa szczęśliwego i spełnionego życia 🌱

    “Dobrze być z przyjaciółmi, dobrze być tam, gdzie człowiek ma swoje miejsce… Dobrze mieć swoją bezpieczną przystań, do której zawsze można wrócić”. Stephen King

  • Blisko natury,  Uroki codzienności

    Moje sposoby na gorszy dzień.

    Są dni gorsze i lepsze. Czasem nie widać słońca na horyzoncie. Szaro, smutno. Myśli uparcie krążą wokół problemów do rozwiązania. I nie zawsze łatwo znaleźć w sobie siłę i motywację by ruszyć z miejsca, wykrzesać z siebie wolę do działania. Na nic pokrzepiające słowa, poradniki, rady. Jak sobie pomóc w tym czasie, co zrobić, żeby było lepiej? Nie trzeba dużo. Chcesz poznać moje sposoby na gorszy dzień – proszę bardzo 🙂

    Zrób to, co lubisz.

    Prosty sposób na poprawę nastroju. Może to być ulubiony film, książka, a może płyta. To zawsze dobry pomysł. Nawet, jeśli znasz film na pamięć, a książkę możesz cytować – zastosowanie takiej “terapii” na pewno wprowadzi Cię w lepszy nastrój. Ja tak mam z muzyką, ulubionymi płytami, które puszczam, jak dopada mnie chandra. Pozytywnie nastrajające dźwięki uspokajają myśli, dobrze się kojarzą, pobudzają endorfiny czyli “hormony szczęścia” 🎧 Weź odprężającą kąpiel lub popatrz przez okno na świat, ludzi, naturę. Ja lubię patrzeć w okno, wtedy odcinam się od otoczenia, skupiam wzrok na jednym punkcie i czuję, jak mój umysł się wycisza. Możesz też posłuchać ciszy…

    Ugotuj lub zamów ulubioną potrawę 🍰

    Tak, tak, jedzenie… Ma zbawienny wpływ na poprawę nastroju. Myślę, że wiele z Was jadło lody z pudełka i popijało kieliszkiem wina 🍧 Takie kulinarne przyjemności mają magiczną moc. Smakujesz, cieszysz się tym, co uda Ci się ugotować, upiec lub… kupić 😉 Nie namawiam Cię tutaj do zajadania stresu, nie chodzi o “wielkie żarcie”, które zakończy się niestrawnością. Ugotuj coś, co zawsze Ci smakuje, co dobrze Ci się kojarzy, przywołuje fajne wspomnienia. Ja uwielbiam zupę pomidorową. Od dziecka mogłam jeść ją na śniadanie, obiad i kolację. I do dzisiaj ta zupa jest dla mnie fantastycznym kulinarnym doznaniem, które wprawia mnie w dobry nastrój. Lubię makarony, naleśniki, ciasto drożdżowe i szarlotkę. To moje pewniaki, jeśli chodzi o kulinarne pogotowie na gorszy dzień.

    Włoskie klimaty… Proste i smaczne danie, nie tylko na poprawę nastroju 💚

    Pasja angażuje umysł…

    Dlatego jak masz gorszy dzień, nie uciekaj od tego, co naprawdę kochasz robić. Sport, malowanie, fotografowanie, szydełkowanie czy inne zajęcia, którym potrafisz się poświęcić bez reszty. Angażują umysł, pochłaniają, skupiają uwagę, a Ty dzięki temu zapominasz o gorszym samopoczuciu, smutkach, które zaprzątały Ci głowę. Pasja jest skutecznym “poprawiaczem” nastroju. Wprowadza paletę barw do życia, sprawia, że czujesz wiatr w żaglach, twórczą energię, odnajdujesz w sobie siłę, entuzjazm 📷🌳 Ruszasz z miejsca i zostawiasz troski za sobą.

    Wywieś kartkę z napisem: “Nieczynne do odwołania”.

    Bo są takie dni, że nic nie jest w stanie poprawić Ci humoru. Masz wenę na wycofanie, nie masz siły i ochoty na podejmowanie żadnych działań. Wtedy nic na siłę. Po prostu odpuść, odpocznij, poużalaj się nad sobą. Tak, dobrze słyszysz. Daj sobie prawo do słabości, czas na regenerację. Na poukładanie emocji. Zrozumienie, co wprowadziło Cię w kiepski nastrój. Często lekceważymy przyczyny gorszych dni. Wydaje się nam, że to przejściowe, że nie ma sensu tego analizować. A moim zdaniem warto. Bo czasem w ten sposób odkrywamy faktyczną przyczynę, która wcześniej została zamieciona pod przysłowiowy dywan. Pamiętaj, lepiej stawić czoło trudnym emocjom niż machać ręką i udawać, że nie mają znaczenia. Nie warto wbrew sobie ukrywać i wypierać tego, co tak naprawdę nas martwi, dręczy.

    Wyjdź z domu 🌳

    Nawet na chwilę. Kontakt z naturą bardzo dobrze robi na spadek formy. Popatrz na drzewa, podnieś głowę i spójrz w niebo. Poobserwuj ptaki, zasłuchaj się, poczuj to całym sobą. Weź głęboki oddech. Niech dotleni się Twój mózg, nabierzesz dystansu do tego, co Ci zaprząta głowę. Krótki spacer naprawdę może przynieść duże korzyści. O zaletach spacerowania pisałam tutaj. Bo każdy z nas ma w życiu taki moment, kiedy potrzebuje iść na spacer, oderwać się, odetchnąć głębiej, wyciszyć umysł. Na łonie przyrody człowiek odzyskuje właściwe proporcje. Łatwiej dojść do ładu ze swoimi emocjami, zrozumieć co jest ważne, a co wyolbrzymiamy, czemu przypisujemy większe znaczenie niż ma w rzeczywistości. Kiepski nastrój często napędzamy sami, mówiąc kolokwialnie nakręcamy się bez potrzeby, widzimy tylko jedną stronę medalu. Oczywiście tą gorszą 👀 Przy odrobinie wysiłku można nad tym zapanować i wrócić myślenie na właściwe, bardziej optymistyczne i jasne tory.

    Pomyśl… jutro też jest dzień ☀

    a jutro…  “jutro jest zawsze świeże i wolne od błędów”.

  • Blisko natury,  Pokochaj siebie

    Życie na wsi. Co zyskałam emocjonalnie i duchowo?

    Do napisania tych przemyśleń skłonił mnie początek roku, kolejnego już, spędzonego w naszym domu pośród lasów i jezior 🌲 🌲 Daleko od Warszawy, od wielkich miast. Miejscu, w którym poznaję siebie, trochę od nowa, z innej strony niż dotychczas.

    Jestem świadomą siebie kobietą, przywiązuję dużą wagę do swojego wnętrza, emocji. W życiu kieruję się intuicją, wrażliwością, mam niesamowite pokłady empatii. Moje życie w mieście to wiele lat spędzonych pośród ludzi. Nauka, praca, obowiązki, przyjaciele, podróże. Czas płynął szybko, dzień do dnia był podobny, choć zdecydowanie ten etap wniósł dużo dobrego w moje życie. Wiele się nauczyłam, ukształtowałam osobowość, spojrzenie na otaczający mnie świat.

    Jednak w życiu człowieka przychodzi moment, gdy zadaje sobie pytanie czy to, gdzie się znajduje, jest dla niego dobre, rozwijające, daje satysfakcję, perspektywy. Po ludzku cieszy, rozwija. Czy chce się tu zostać?

    I w naszym życiu przyszła taka chwila. Oboje poczuliśmy i zdecydowaliśmy, że trzeba iść dalej. W miejsce spokojne, blisko przyrody, tam, gdzie rytm życia kształtuje natura. Rozpocząć nowe życie na wsi 🏡

    Bartek od zawsze kochał przyrodę, wychowywał się blisko lasów i rozlewisk. Napędzany pasją spędzał całe godziny i dni na leśnych ścieżkach, polanach. W pobliżu jezior, zagajników, łąk i rzek. Z aparatem w ręku przemierzał dzikie zakątki przyrody, by przyglądać się życiu ptaków, owadów, zwierząt. Czerpać energię z obcowania z naturą. Fotografował ten, coraz bardziej unikalny świat, regenerował siły, nabierał zdrowego dystansu 🦨🦅

    Ze mną było inaczej. Poznawałam przyrodę podczas wakacji. Wyjazdy do babci na wieś, na obozy, kolonie, a potem samodzielne wypady. Góry, jeziora, morze. Jednak z dziką naturą, zakątkami sporadycznie odwiedzanymi przez człowieka, raczej nie miałam kontaktu. Zmieniło się to, gdy poznałam Bartka ❤ To On pokazał mi ten tajemniczy i niesamowity świat, zaprowadził w miejsca, gdzie słychać tylko szum drzew, wiatr i ciszę. Tam, gdzie słońce odbija się w lustrze wody. Mchy, wrzosy i trawy porastają okolicę, a pod stopami czuć piach, trawę, gałęzie. Przed oczami przebiegały leśne zwierzaki, a ja z niedowierzaniem pytałam: – Widziałeś? To był jeleń, prawdziwy! 🐾 Bartek był (i jest 😘 ) dla mnie przewodnikiem po leśnych ostępach, odkrywa przede mną uroki tych miejsc, uczy świadomego przebywania blisko wszechobecnej natury. Dlaczego to wszystko piszę? Bo chcę, żebyś zrozumiała, zrozumiał jak wielkim krokiem i zmianą mentalną była dla mnie przeprowadzka z Warszawy do zacisznej osady pośród lasów i jezior. Do naszego domu na wsi.

    Czy tego potrzebowałam?

    Zdecydowanie tak 😊. Dotarłam do etapu, kiedy zaczęłam odczuwać wielką potrzebę wyciszenia, wyjścia z ram, zawodowych nakazów, zakazów, wiecznie dzwoniącego telefonu czy przychodzących maili. Wszystko było na już. A z wiekiem, jak wiadomo, wzrasta zapotrzebowanie na… ŚWIĘTY SPOKÓJ. Jeszcze na tyle młoda, że miałam siłę, energię i ochotę na nowe. Z drugiej strony dużo już przeżyłam, doświadczyłam inspirujących wyzwań, poznałam ciekawych ludzi, skorzystałam z uroków i przywilejów wielkiego miasta.

    Poczułam, że to dobry czas, by spróbować czegoś zupełnie innego. Dać się ponieść marzeniu o kawałku własnej przestrzeni. Oboje pragnęliśmy zamieszkać we własnym domu na odludziu i bardzo wspieraliśmy się w tym dążeniu. Tak, by zrealizować wszystko, jak dla nas najlepiej. W myśl prostej zasady:

    “Natura nie jest miejscem do odwiedzenia. To jest nasz dom”. Gary Snyder

    Co zyskałam?

    1. Przestrzeń ~ nie tylko fizyczną, związaną z domem, ogrodem, otaczającym lasem. Zyskałam przestrzeń duchową. Poczułam nowe pokłady miejsca na to, co przede mną. Przewietrzyłam umysł. Puściłam wolno wiele spraw z przeszłości. To, co mnie wstrzymywało, zabierało cenną energię . Zyskałam dużo więcej intymności. Już nie spotykam tabunów ludzi w przejściu podziemnym czy w metrze. Nie tłoczę się w autobusie, nie słyszę ciągłych rozmów i hałasu miasta. To bardzo pozytywnie wpłynęło na moją psychikę. Szybko doceniłam dar nowej przestrzeni na swoje własne emocje, odczucia, przemyślenia. To bardzo oczyszczające doświadczenie i swojego rodzaju medytacja. Można zapatrzeć się w horyzont, w rozgwieżdżone niebo ✨ Daleko przed siebie…
    2. Porządek w głowie ~ wraz z nową przestrzenią przyszedł porządek w myślach. Tutaj dużo łatwiej skupić się na swoich potrzebach emocjonalnych. Zaobserwować co jest dobre, co sprzyja. Można się zatrzymać, poukładać myśli. Zareagować, gdy zaczynają pędzić i wymykać się spod kontroli 😉 Spełniłam swoje wyczekiwane marzenie, zaczęłam pisać bloga. Pasja, która zdecydowanie sprzyja uporządkowaniu tego, co w głowie, twórczej refleksji i przelaniu ich na przysłowiowy “papier”.
    3. Spokój ducha ~ poczułam lepszy kontakt sama ze sobą. Zawsze uczyłam się słuchać swojego wnętrza, swojej intuicji. W pędzie i nadmiarze bodźców trudniej było usłyszeć, co podpowiada umysł i serce. Tutaj mam pole do szukania odpowiedzi, spokojnych decyzji, przemyśleń. Kontakt z naturą dobrze robi, uspokaja, pomaga spojrzeć z właściwym dystansem. Patrzenie z bliska na zwyczaje przyrody, życie zgodnie z jej cyklami wycisza, daje poczucie harmonii. Ustawia we właściwych proporcjach.
    4. Równowagę ~ między tym, co muszę, a tym, co chcę. Tutaj nie biegnę co rano do pracy, choć mam swoje obowiązki i trzymam dyscyplinę 😍 Zyskałam równowagę ducha, której człowiek szuka, będąc w przysłowiowym oku cyklonu nadmiernych oczekiwań, natłoku terminów, wyśrubowanych zasad. Mogę poświęcić należny czas i uwagę wszystkiemu, co dla mnie ważne. Więcej przyglądam się temu, co odczuwam, jak reaguję. Poszukiwanie równowagi jest procesem i nie da się jej odnaleźć raz na zawsze. A tutaj mam sprzyjające warunki, by nie zgubić tego, co już odnalazłam i szukać, czego potrzebuję.
    5. Czas ~ mam go więcej, bo inaczej nim zarządzamy. W domu na wsi jest dużo zajęć. Spraw, które trzeba skoordynować, załatwić. Wrodzone umiłowanie samodzielności tutaj zostało zastąpione współpracą. Wspieraniem się, wzajemną pomocą. Oboje mamy umiejętności potrzebne do życia w takim miejscu i razem dużo łatwiej i przyjemniej robić wszystko, co potrzeba. Wróciłam do zapomnianych pasji, zaczęłam malować na płótnie. Rozwijam się kulinarnie 🥐 Tutaj na co dzień nie jemy fast foodów 😀
    6. Nową siłę ~ by iść nadal za marzeniem, nie osiadać, nie poddawać się, jak pojawiają się trudności, przeszkody. Gdy człowiek otworzy się na zmiany, da się ponieść pragnieniu zrealizowania czegoś, co na pierwszy rzut oka wydaje się rewolucją w życiu (a przeprowadzka do domu na odludziu taką może się wydawać 🙈 ), zyskuje dużo nowej energii, wiary we własne siły i możliwości. Nic tak nie wzmacnia, jak wyjście ze własnych pieleszy i duży krok w nieznane i nieprzewidywalne.
    7. Nowe umiejętności ~ czyli rozwój. Na poziomie wiedzy, nabytych umiejętności, poznania swoich możliwości, odkrycia nowego potencjału. “Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”, pisze Wisława Szymborska w jednym ze swoich wierszy. I dużo w tym prawdy. Dlatego tak ważne, by dla własnego zadowolenia i rozwoju dać sobie szansę poznania tego, co jeszcze w nas drzemie.
    8. Poczucie panowania nad własnym światem ~ więcej swobody w decydowaniu o własnym życiu. Planowanie, trzymanie ręki na pulsie, ale też więcej luzu. Można coś przesunąć w czasie, dobrać inny sposób na uzyskanie satysfakcjonującego efektu. Kreatywność, elastyczność i szeroka wyobraźnia mile widziane 💚 Otwartość i spokojne reagowanie są tutaj sprzymierzeńcem. Nic na siłę. No i nikt Ci nad głową nie stoi… To ogromny komfort.

    Mogłabym pisać i pisać, ale zostawię sobie coś w zanadrzu na inne blogowe wpisy 🖋 Pewnie niejedna, niejeden z Was rozważa zmianę miejsca do życia. To zawsze jest poważna decyzja i niesie za sobą nowe wyzwania, dobrodziejstwa i niewiadome. Na wszystko przychodzi właściwa pora. Dlatego warto przyglądać się życiu, być czujnym i podnieść kotwicę we właściwym momencie ⚓

    “Przyjmij tempo natury: jej sekretem jest cierpliwość”. Ralph Waldo

  • Blisko natury

    Jaka jestem… po przeprowadzce na wieś.

    Od urodzenia mieszkałam w mieście. Na początku w mniejszym, a od czasów młodości w dużym, gdzie spędziłam ponad 20 lat. Zawsze myślałam, że tak już zostanie, ale okazało się, że w głowie zaczęła nam kiełkować myśl o porzuceniu wielkomiejskiego życia i przeprowadzce do malutkiej wsi, właściwie osady nad jeziorem wśród rozciągających się lasów. Od myśli do czynów i tak zaczęliśmy nowy etap 🙂 Nowe życie z dala od wielkich miast.

    “Dom to miejsce, gdzie dusza rozbiera się do naga. Dom to miejsce, gdzie można zdjąć maskę i dać się domowi pogłaskać po policzku. Dom kołysze do snu. Dom nie ocenia, nie rozlicza, dom kocha bezwarunkowo i bezinteresownie. Tylko dom tak kocha. Jeśli jest prawdziwym domem“. Agnieszka Kacprzyk

    Czy się zmieniłam?

    Myślę, że tak. Obserwując siebie, swoje emocje, zachowanie, stosunek do otaczającej rzeczywistości czuję, że pozwoliłam życiu działać. Nie “pcham się” ze swoją wizją, nie chcę wszystkiego planować. Daję sobie przestrzeń wewnętrzną na chwilę zastanowienia, na dialog z własnym JA, na pasje, które wcześniej uśpiłam w głowie. Cieszę się tą przestrzenią, mam jej więcej. I nie chodzi tutaj o czas. Bo tego akurat czasem brakuje. Jest tyle rzeczy do zrobienia, zaplanowania, trzeba przewidzieć, spiąć różne sprawy. Te domowe i inne, które wymagają uwagi. Bliskość przyrody i cisza w miejscu zamieszkania daje szansę na oczyszczenie umysłu ze zbędnych bodźców, które wpadają ot tak, przypadkiem. Mniej tutaj szumu, tłumu. A to sprzyja dobrym myślom, spojrzeniu łaskawym okiem na siebie i swoje życie.

    Słucham siebie.

    Zawsze ufałam swojej intuicji. Wsłuchiwałam się w to, co mi podpowiada. Jednak dopiero tutaj odczuwam, że częściej poświęcam uwagę swoim myślom, temu, co pojawia się w głowie, daję temu dojść do głosu. Mam większy kontakt sama ze sobą. Jestem dla siebie bardziej wyrozumiała, nie śrubuję oczekiwań dla zasady. Mój perfekcjonizm ustąpił miejsca rozsądkowi 😉 Częściej odpuszczam – otoczeniu i sobie 💙

    Zadaję więcej pytań – chcę siebie zrozumieć. Czy mi coś odpowiada, jak postąpić, żeby było dobrze, co zrobić w takiej czy innej sytuacji. Tutaj żyję mniej szablonowo. Dni różnią się od siebie, bo więcej w nich spontaniczności. To też wynika ze zmiany zawodowej. W mieście rytm dnia wyznaczały godziny pracy, a potem było miejsce na wszystko inne. Przeprowadzając się wiedziałam, że jestem gotowa wyskoczyć z korporacyjnego życia i korzystać z tego, które tutaj odnalazłam. Poukładałam je sobie na nowo. Razem z Bartkiem podjęliśmy świadome decyzje, zrobiliśmy zarys, który wspólnie wcielamy w życie, tworząc też miejsce na to, co niezapowiedziane, nieprzewidywalne, aczkolwiek miłe sercu.

    “Dom to oglądanie księżyca wschodzącego nad szałwią i towarzystwo kogoś, kogo można przywołać do okna, żebyście obejrzeli to razem. Dom jest tam, gdzie tańczysz z innymi, a taniec to życie”. Stephen King

    Samodzielna? Już nie 😉

    Życie na wsi to wyzwanie zespołowe. Tutaj popłaca współpraca, wspólne działanie, wspieranie siebie nawzajem. Oczywiście każdy robi to, co umie najlepiej, na czym się zna. Jednak o byciu “Zosią Samosią” zapomniałam. To była dla mnie duża zmiana, bo z reguły w życiu byłam niezależna, z pakietem rozwiązań na każdą okazję. Tutaj się tak nie da. Nie wszystko da się zaplanować, nie ze wszystkim samej poradzić. Mówią, że: “co dwie głowy, to nie jedna”. I tutaj sprawdza się to w 100 procentach 🙂 Trzeba oddać drugiej osobie ster, zaufać, nawet w tych prozaicznych, codziennych sprawach. Nie da się być wszędzie w jednym czasie i mieć oczu dookoła głowy. Ma to dużą zaletę. Razem łatwiej się żyje, śmieje, pokonuje przeszkody. Takie podejście do życia daje piękne efekty, zadowolenie i siłę.

    Dom… nie mieszkanie.

    Po przeprowadzce pojęcie domu nabrało nowego znaczenia. Do tego czasu zawsze mieszkałam w mieszkaniu i uważałam, że to dla mnie najlepsze miejsce do życia. Jakby ktoś wcześniej zapytał mnie czy zamieszkam w domu – zrobiłabym wielkie oczy i zaprzeczyła z uśmiechem. Życie chowa dla nas różne niespodzianki i dla mnie też trzymało taką w zanadrzu. Zamieszkaliśmy w domu. Nie mieszkaniu. Dom to fundamenty, ściany, dach, komin. Furtka, brama, ogród i weranda. Przestrzeń o którą trzeba zadbać, którą trzeba zorganizować, pielęgnować i doglądać. Tutaj bardziej doceniam, bo wiem ile pracy trzeba w to włożyć. Wszystko osiąga się staraniem, pracą własnych rąk. Oboje bardzo się angażujemy, nie chodzimy na skróty, dbamy o nasze miejsce z oddaniem. Lubię nasz dom, tutaj czuję się sobą, jestem związana z tym miejscem. W mieszkaniu często żyje się łatwiej, ale do tego miejsca się przynależy. To miejsce się tworzy.

    Czy tęsknię za miastem?

    Za miastem nie. Przez wiele lat mieszkałam w mieście i dobrze spożytkowałam ten czas. Zabrałam ze sobą to, czego się nauczyłam. Wspomnienia, doświadczenie, dużo zgromadzonych przez lata drobiazgów. Układam je w nowym (już nie takim nowym 🙂 ) miejscu. Bo nowy etap to nowa szansa, nowe rozdanie. Ma w sobie ciągłość poprzez to, co mamy w sobie, ale daje garść nowych nadziei, marzeń do spełnienia. Daje poczucie sensu, iskrę, która rozpala duszę na nowo 🧡 A tutaj między jeziorem a lasem, w naszym domu, wszystko wydaje się bardziej realne, prawdziwe. Wróciliśmy do korzeni. Jak pisał Jonasz Kofta: “Pamiętajcie o ogrodach, przecież stamtąd przyszliście…”. I miał dużo racji.

  • Blisko natury,  Slow life

    O życiu na wsi.

    Spokój i cisza. To nas zmotywowało by uciec z miasta po wielu długich latach. Niedługo minie trzy lata jak mieszkamy pośród lasów i jezior, na wsi. Czy już się poczuliśmy jak w domu? Tak, to nasze miejsce, nasz azyl 💚 Decyzja była szybka, oboje tego potrzebowaliśmy. Nie chcieliśmy czekać do emerytury. Teraz, kiedy mamy jeszcze siłę, zdrowie, zaradność i wytrwałość połączoną z wrażliwością i chęcią życia, chcieliśmy stworzyć sobie miejsce na ziemi, takie, które da nam poczucie uspokojenia, radości, bliskości z naturą, którą oboje kochamy i traktujemy z szacunkiem. O życiu na wsi, jak wygląda ono z bliska, dzisiaj Wam trochę opowiem 🙂

    Sielskie widoki warte zatrzymania (na zdjęciach i w sercu…)

    Dom pod lasem.

    Kupiliśmy dom pośród lasów. Blisko jeziora. Daleko miasta. To było nasze wspólne marzenie. Pisałam już o tym na blogu. Zaczęliśmy urządzać go po naszemu. Oboje lubimy ciepły, naturalny klimat wnętrz, z atmosferą. Drewniane wykończenia, meble, cegłę, ludowe rzeźby, barwy natury, klimatyczne oświetlenie. Widoki z okna, z jednej strony na las, a z drugiej na jezioro i wielkie świerki, które majestatycznie otulają nasz ogród. Pragnęliśmy mieć kawałek własnej przestrzeni, miejsca na naszą kreatywność. Chcieliśmy mieć werandę, trawę, po której można chodzić boso. Własnoręcznie posadzone drzewa, krzewy, posiane kwiaty. I dzisiaj to wszystko już jest. Naszym wspólnym staraniem, zaradnością, wyobraźnią uzyskujemy krok po kroku ten sielankowy nastrój, blisko natury. Miejsce o którym mówimy – nasz dom. Nasze miejsce na ziemi.

    Remonty, nasza codzienność.

    Tak, remonty, usprawnienia, zmiany, nowy wystrój. To teraz nasza codzienność 😉 Chcieliśmy dom do własnej aranżacji, który będzie miał solidne podstawy, piękne położenie, fajną bryłę i rozplanowane wnętrze, które zaspokoi nasze potrzeby. I mamy taki. Nasz, własny. Dom pod lasem z kominkiem. Jednak, by stał się naprawdę nasz, musieliśmy włożyć w niego dużo pracy, kreatywności, pomysłowości i pieniędzy. Takie miejsce to ciągła praca nad efektem. Każda zmiana przybliża go do naszych wyobrażeń, a to bardzo cieszy. To taka nagroda za wytrwałość, oddanie i zaangażowanie. Wiele rzeczy robimy samodzielnie, po naszemu, zarówno w domu, jak i w ogrodzie. Ustalamy, planujemy, potem weryfikujemy, by na koniec cieszyć się pięknym efektem. Czasem brakuje siły, ale wtedy siadamy na werandzie zasłuchani w odgłosy lasu, bierzemy głęboki oddech, patrzymy na siebie i werwa wraca. Czujemy sens naszych starań i wysiłków, uzupełniamy się wzajemnie, wspieramy.

    Dzień zaczyna się wcześnie rano, wspólnie jemy śniadanie, a potem każdy idzie do własnych zadań. Co jakiś czas spotykamy się, odpoczywamy, pijemy kawę na werandzie. Robimy plany na kolejne dni, ustalamy co jest do ogarnięcia. Ja przygotowuję posiłki, bo tutaj sporadycznie jemy potrawy typu fast food. Dbam o dom, czystość, sprawy papierkowe. Bartek wykonuje prace wykończeniowe w domu i na naszym podwórku. Dba o rośliny (dosadza, podlewa, kosi). Gospodarskim okiem pilnuje naszego otoczenia, dba o nasze bezpieczeństwo. Popołudniami i wieczorami przygotowuje zdjęcia na bloga. Znajdujemy też czas na nasze pasje. Ja piszę teksty, maluję, a Bartek fotografuje przyrodę, organizuje wyprawy do lasu, wykonuje piękne przedmioty z drewna. Ozdobne deski, stoły, półki, wieszaki, żyrandole. Własnymi rękami tworzymy nasze miejsce, jego niepowtarzalny charakter, zgodny z naszymi upodobaniami i gustem. Mamy własne drzewa owocowe, ozdobne. Kwiaty miododajne, przyciągające owady. Skalniaki, krzewy, a w planach na przyszły rok – własny warzywnik z prawdziwego zdarzenia.

    Życie na wsi to zupełnie inna jakość, potrzeby, wyzwania. Odmienna od tego, jakie prowadziliśmy mieszkając i pracując w mieście.

    Nasze 🙂 zwierzaki.

    “I kudłate i łaciate, pręgowane i skrzydlate, te, co skaczą i fruwają” 🦅🐸🦔 Nasz kontakt z naturą tutaj nabrał zupełnie innego wyrazu i intensywności. Ptaki za oknem, klucze na niebie, krzyki łabędzi, żurawi, Bielik nad naszym dachem. Zając zaglądający na codzienną porcję trawy kwietnej i koniczyny, jeż skrywający się pod stertą liści, żaby ukryte w cieniu krzaków, traszki, zaskrońce, lisy zaglądające na nasz taras.

    Tłok u nas czasem, ale jest wesoło…

    Wiewiórki, jenot, a nawet borsuk. Gościmy u nas przeróżne zwierzaki. Na werandzie od trzech lat w gnieździe remiza mieszka rodzina trzmieli, w trzech budkach lęgowych mamy co roku po dwa lęgi, a przy karmniku zimą stado ptasich głodomorów do wykarmienia. Na kwiatach kolorowe motyle, pszczoły, ważki i koniki polne. Tutaj życie toczy się w zgodzie z naturą. Jej bliskość działa na nas bardzo wyciszająco, odprężająco. Serce się cieszy, jak widzimy nowego leśnego gościa w naszych progach 🤎🐾 Często napotykamy zwierzęta podczas wyprawy do lasu, do sklepu. Przebiegają nam drogę sarny, jelenie. Nad samochodem lata myszołów, przelatuje dudek. A na leśnej ścieżce już kilka razy natknęliśmy się na żmiję. Nie wchodząc jej w drogę, mogliśmy podziwiać urok i wdzięk, a nawet zrobić kilka pamiątkowych fotografii 🙂

    Pozowała z wdziękiem i cierpliwie 😉

    Dary losu i lasu…

    Życie na wsi, takiej wśród lasów i jezior, to prawdziwy dar. Nie znaczy to, że zawsze jest sielankowo. Mamy dużo obowiązków, o odmienne sprawy musimy się martwić. Nie mamy tutaj administracji, wspólnoty mieszkaniowej. Nikt nam nie ogarnia przeglądów, napraw, ale też nikt nam nic nie narzuca. Mamy spokój i dowolność. Jesteśmy sobie sami “sterem, żeglarzem, okrętem”. I tego nie zamienilibyśmy na najbardziej ekskluzywny apartament. Tutaj inaczej się oddycha, odpoczywa. Inaczej postrzega się życie, jego urok i wartość. Bardziej docenia. Korzystamy z tego co daje nam to miejsce. I z przekonaniem możemy stwierdzić, że to była nasza najlepsza decyzja. Przeprowadziliśmy się tutaj i jesteśmy u siebie. Mamy prywatny widok z okna, swoje chmury i gwiazdy… I grzyby pod płotem 🙂 Proste przyjemności, radości i apetyt na kolejne lata w naszym domu pod lasem🏡

    Jesienią las obdarowuje nas hojnie… Spiżarnia pęka w szwach 🙂

  • Blisko natury,  Uważność czyli mindfulness

    Uciec daleko – pragnienie, które kryje się w każdym z nas.

    “Nie uważasz, że wspaniale byłoby rzucić wszystko i pojechać gdzieś, gdzie nikogo nie znamy? Czasami mam straszną ochotę to zrobić”. Haruki Murakami

    Tak właśnie jest. W każdym z nas kryje się potrzeba zmiany, ucieczki od schematów, rutyny, przewidywalności. Nawet na chwilę. Bo nie trzeba od razu rzucać wszystkiego. Choć są takie momenty w życiu, kiedy tylko taka radykalna ucieczka, spełni pielęgnowane w skrytości serca pragnienie o nowym początku.

    Dlaczego “uciekamy”?

    Bo życie to ruch. Nie lubi stagnacji, jest swojego rodzaju wyzwaniem, tajemnicą, która kryje w sobie nieznane nam zakamarki, drogi, które w ciągu życia chcemy odkrywać. Życie mamy jedno i coś każe nam ruszać z miejsca. Oglądać, poznawać, doświadczać, cieszyć się tym, co napotykamy. Czasem jest to podróż, a czasem zmiana o 180 stopni, kiedy decydujemy się uciec w przysłowiowe “Bieszczady”. Jedno jest pewne, takiemu pragnieniu trzeba się przyglądać i wyjść na przeciw, jeśli myśl o zmianie nie daje nam już spokoju.

    Twój bagaż doświadczeń jedzie z Tobą.

    To ważne, bo wielu ludziom się wydaje, że zmiana miejsca zmieni całkowicie ich dotychczasowe życie. A to nie jest tak. Zmiana miejsca to początek nowej drogi, w którą trzeba zabrać potrzebne doświadczenie, dobre wspomnienia, entuzjazm i siłę. A o trudnych przeżyciach starać się zapomnieć. Nie stawiać ich na piedestale, nie eksponować na nowych półkach. Zachować to, co cenne, co nas buduje. Oddzielić od tego, co zabiera energię, osłabia. Po prostu dać sobie szansę na nowe otwarcie, nową jakość.

    Nowe miejsce – nowa energia.

    Zdecydowałaś się wyjechać na chwilę lub na całe życie? Pierwszy krok masz już za sobą. Teraz korzystaj z nowej energii, którą takie zmiany niosą nam w prezencie. Nowi ludzie, nieznani do tej pory, zupełnie inne przestrzenie. Inny rytm dnia, czas na pasję, na rozmowę. I tutaj drogi się rozchodzą – jeśli wyjedziesz odetchnąć na tydzień lub dwa – odpoczywasz, czerpiesz z tego czasu, ładujesz akumulatory, by potem pełna sił witalnych wrócić do swojego codziennego życia. Jeśli jednak zmienisz miejsce do życia, to na początku oprócz nowych bodźców i wielkiej radości czeka Cię też mnóstwo nowych zadań, małych i większych wyzwań, którym musisz stawić czoło. Na przykład wizyty w urzędach, remonty, zagospodarowanie w nowym miejscu, nowa organizacja życia zawodowego, odnalezienie się w nieznanej dotąd rzeczywistości. Oczywiście sama zmiana miejsca zamieszkania jest na tyle ekscytująca i daje niesamowitą moc, że wszelakie wyzwania pokonujesz jedno za drugim, nie dajesz się prozaicznym przeszkodom, które czasem napotkasz 😉 A ile przy tym się uczysz! Mówię z własnego doświadczenia 🙂

    “Zawsze się wydaje, że w innym miejscu będzie lepiej”. Antoine de Saint-Exupery

    Czy warto?

    Kiedyś przeczytałam, że: “nie można przebywać w jednym miejscu bez końca. Nie udaje się to nawet tym, którzy są nieporuszeni – bo wtedy to świat zmienia się dookoła nich”. Prawdą jest, że zmiana miejsca niesie ze sobą szanse, nowe sytuacje, które wymagają innych umiejętności, uruchamia w nas zasoby, których do tej pory nie wykorzystywaliśmy. Poznajemy siebie z innej perspektywy, sprawdzamy na nowo. I z tego właśnie powodu warto się ruszyć z miejsca. Pokonać obawy, zagłuszyć wewnętrznego krytyka i postawić pierwszy krok w nowym kierunku. Uśpione pragnienie ucieczki od znanego i przewidywalnego tkwi w każdym z nas. I od każdego indywidualnie zależy jak to pragnienie zrealizuje i na jaką skalę pozwoli mu rozkwitnąć❤ Wam już się udało czy jesteście w drodze?

    “Gdziekolwiek się teraz znajdujesz, to dobre miejsce, aby zacząć. Wysiłek, który zainwestujesz dzisiaj, będzie się liczył jutro.” Andrew Matthews
  • Blisko natury

    Z miasta na wieś – sielskie życie.

    “Wsi spokojna, wsi wesoła”. Taki obraz sielskiej wsi opisuje Kochanowski… i ma dużo racji 🙂 Szczególnie, jeśli spędziło się w wielkim mieście wiele lat i przeprowadzka na wieś była pielęgnowanym w głowie marzeniem. A nam marzył się dom blisko lasu. Pisałam już o moich przemyśleniach dwa lata po przeprowadzce. Co mnie zaskoczyło, bez czego nie można się obejść mieszkając 8 km od asfaltowej drogi.

    Wiele osób zastanawia się, jak byłoby fajnie porzucić pracę w korporacji i przenieść się na wieś. Żyć bez pośpiechu, problemów, z dala od spalin i ludzkiego szumu. Ja też długo zastanawiałam się czy takie pojawiające się myśli to tylko dalekosiężne marzenie, budowana w głowie odskocznia czy może stać się to faktem i zamieszkam na łonie natury, gdzieś pomiędzy jeziorem a lasem. I przyszła ta chwila, kiedy trzeba było podjąć konkretne działania, włożyć dużo energii w realizację tej zmiany i ruszyć ku nieznanym dotąd miejscom i nowym wyzwaniom.

    Marzenie spełnione i co dalej?

    Powiem wprost – przeprowadzka z miasta na wieś to bardzo poważna decyzja, która niesie za sobą szereg następstw. Dla mieszczucha to zupełnie inny świat. Inne tempo życia, odmienne postrzeganie płynącego czasu. Nowe zajęcia, potrzebne umiejętności. Trzeba się odnaleźć w różnorodnych sytuacjach, myśleć otwarcie, mieć różne scenariusze, działać spontanicznie. Koordynacja, planowanie, radzenie sobie z codziennymi wyzwaniami, zarządzanie czasem i kreatywność mile widziane. Zabrzmiało jak lista wymagań w ofercie pracy na stanowisko managera… 🙂 Dokładnie tak, choć w przyjemniejszych okolicznościach otoczenia, a nie za biurkiem. W mieście chodziłam do pracy. Codziennie o tej samej porze, tam spędzałam kilka lub kilkanaście godzin, mierzyłam się z zadaniami, robiłam swoje, a potem wracałam do domu. Wiele spraw można było przewidzieć. Grafik tygodnia był z góry zaplanowany. Były weekendy, wakacje. Wtedy uciekałam z miasta, odpoczywałam, łapałam oddech świeżego powietrza i z nową energią wracałam do “normalnego życia”.

    Patrząc na to z takiej perspektywy tutaj jesteśmy na wakacjach każdego dnia 😉 Wychodzę za furtkę domu i już jestem w lesie, idę kilkanaście kroków dalej i widzę jezioro połyskujące w słońcu. Szum drzew, śpiew ptaków. Powietrze jest wolne od smogu, czuć zapach iglaków, wilgotnej trawy. Wiosna tutaj wybudza się powoli i z każdym dniem nabiera intensywniejszych barw. Dla marzycieli o sielskim życiu – mieszkając na wsi nie leżysz na werandzie od rana do wieczora. Choć poranną kawę w piżamie czy wieczorny odpoczynek z kieliszkiem wina lub kubkiem herbaty, jak najbardziej praktykujemy.

    To trzeba zmienić.

    Nastawienie do codziennych obowiązków, nabyte przyzwyczajenia. Tutaj nie ma sklepu po drugiej stronie ulicy. Zabraknie Ci mąki, nie skoczysz do osiedlowego sklepu. Remontujesz i skończyły się wkręty – musisz wsiąść w samochód i jechać do miasta by dokupić, co potrzebujesz. Dlatego planowanie i przewidywanie przyszłości w zakresie potrzeb jest tutaj nieodzowne. Zepsuje się coś, najlepiej jak sam umiesz sobie z tym poradzić lub masz w bliskiej okolicy zaprzyjaźnionego fachowca. Wyłączą prąd – potrzebny agregat, by działała pompa i piec, lodówka. Codziennie masz do zrobienia wiele czynności wokół domu – usprawnienia, konserwacje, pielęgnacja zieleni (trawa, drzewka, krzewy, kwiaty), sprzątanie terenu. Do tego prace remontowe, które towarzyszą nam od przeprowadzki. Różnorodność prac pociąga za sobą zatrudnianie fachowców, którzy są dostępni w różnych terminach, do tego trzeba się dostosować, zgrać w czasie, przygotować i zakupić potrzebne materiały.

    O wielu rzeczach trzeba pamiętać. Człowiek nabiera nowych umiejętności, wprawy, doświadczenia, którym potem może się podzielić 🙂 W mieście płaciliśmy czynsz i o wiele tematów dbała administracja osiedla. Nie interesowało nas czyszczenie rynien czy komina.

    Tego w mieście nie znajdziesz…

    Niezależności, swobody decyzji – zgodnie z zasadą “wolnoć Tomku w swoim domku”. Jesteśmy u siebie i tutaj to my podejmujemy decyzje. To nasz teren, o który dbamy i zagospodarowujemy po swojemu. Sadzimy roślinność, otaczamy się tym, co lubimy, dobieramy materiały, kolory, rozwiązania dla nas najlepsze. Dlatego czujemy się tutaj lepiej niż w bloku. Mamy dużą werandę, ogród, przestrzeń do życia. Dom daje nam poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że możemy tworzyć każde wnętrze po swojemu. Nie ma tutaj szablonowych rozwiązań. Powtarzalności, masówki. Jest nasz klimat, według naszego gustu i upodobań. Mamy dużo więcej swobody, nie dzielimy wspólnych przestrzeni z innymi – no poza drogą przez wieś.

    Bliskość przyrody, jej urok o każdej porze roku. Możliwość podglądania zwyczajów zwierząt, ptaków, owadów działa niezwykle uspakajająco. Bartek zbudował budki lęgowe, karmniki, posadził rośliny miododajne, posiał trawę kwietną. Dba o wszystko swoim fachowym gospodarskim okiem❤ Mamy też kolorowe kwiaty w donicach. Życie w zgodzie z naturą jest najlepszym lekiem na stres, nerwowość, daje poczucie odprężenia, wycisza. Stawia wszystko we właściwym świetle. Człowiek nabiera dystansu do wielu często nieistotnych spraw, na które nie ma wpływu. Bardziej skupia się na tym, co go otacza, co tworzy jego rzeczywistość, codzienność. Na wsi czas płynie wolniej (choć doba też ma 24 godziny i czasem chciałoby się by się rozciągnęła). Tutaj nie docierają z taką intensywnością problemy globalne takie jak pandemia, której właściwie nie odczuliśmy. Mogliśmy wychodzić z domu, po lesie chodziliśmy nie mijając nikogo po drodze. Oddychaliśmy zdrowym powietrzem. Nie czuliśmy presji, obostrzeń, paniki. To niewątpliwy plus.

    Jemy zdrowiej.

    Tutaj na co dzień nie mamy fast foodów. Nie wyskakujemy na skrzydełka czy do pizzerii. Dużo potraw gotujemy sami. Produktu kupujemy w lokalnych sklepach lub na rynku w soboty. Mięso, pieczywo, jajka różnią się smakiem, aromatem, trwałością. Jest większy wybór, lokalne przysmaki. W naszych okolicach królują ryby, a my z radością korzystamy z tej różnorodności i dostępności. Zawsze lubiłam gotować, ale pracując na etacie nie miałam czasu na codzienne przygotowanie kilku dań. Tutaj jest inaczej. Często gotuję, wprawiam się w kulinarnej sztuce i nie ukrywam, że czuję satysfakcję, jak przygotuję kolejne danie, którego wcześniej nie potrafiłam ugotować. Piekę ciasta, bo nie zawsze jest w domu zapas łakoci, a do kawy czy herbaty taki kawałek domowego ciasta to samo dobro. Lepsza jakość wody przekłada się na smak potraw i napojów. A własne zioła czy szczypiorek z grządki czy doniczki cieszy za każdym razem.

    Wieś nie jest dla wszystkich.

    To całkowicie normalne. Mimo licznych zalet i walorów mieszkania w sielskiej okolicy takie rozwiązanie nie jest dobre dla każdego. Nie odnajdzie się tutaj ktoś rządny bodźców, gwaru, kontaktu z ludźmi, bycia w centrum wydarzeń. Osobiście znam kilka osób, dla których przeprowadzka na wieś byłaby wyjęciem z naturalnego środowiska, jakim jest miasto. I bardzo dobrze, bo każdy powinien mieszkać tam, gdzie czuje się najlepiej. Jesteśmy różni i mamy inne potrzeby. Do tego dochodzą jeszcze okoliczności – te sprzyjające i te działające na przekór naszym marzeniom i planom. Trzeba pamiętać by ważne decyzje, a taką na pewno jest wybór miejsca do życia, podejmować we właściwym czasie. Bo na wszystko jest dobry czas. I wtedy warto ruszyć za marzeniem…

    Dzisiaj

  • Blisko natury,  O życiu

    Zakończenia mają moc.

    Przeczytałam kiedyś zdanie: “Nie wszystkie zakończenia są szczęśliwe. Ale wszystkie zakończenia to nowe początki z nowymi możliwościami na szczęście”. Niezaprzeczalnie nasze życie składa się z kolejnych etapów. Następujących po sobie, jak w przyrodzie. Przeżywamy zakończenia i nowe początki. Zakończenia bywają naturalne, inne są wymuszone, ale każde jest potrzebne. By zacząć coś nowego, często potrzebujemy zamknąć stare sprawy. Zrobić miejsce na nowe, trochę jak w szafie 🙂 Zakończenia pobudzają do poszukiwań kierunku, nowej drogi, uruchamiają naszą kreatywność, twórcze myślenie.

    Oczywiście zakończenia dla wielu są też bolesne, rozstajemy się z czymś co znamy, do czego się przyzwyczailiśmy, co nie wymaga od nas uruchamiania procesu uczenia, poznawania. Rutyna jest swojego rodzaju komfortem, z którym ciężko zerwać, bo tak wygodniej, bezpieczniej, nie zawsze najlepiej, ale lepsze znane niż nowe, czyli niepewne. Z natury pragniemy stabilizacji, kochamy to, co stałe, co daje nam poczucie ładu, znanego nam porządku, do którego przywykliśmy. Z reguły nie chcemy sami podejmować decyzji, by coś zakończyć lub nie przychodzi nam to łatwo.

    Dlatego czasem życie znienacka funduje nam zakończenie, przerywa stan znany, akceptowany, często lubiany. Odbieramy to jak cios, nie zgadzamy się z tym, boimy się, nie chcemy od nowa czegoś budować. Opór to pierwsza emocja, jaka nam wtedy towarzyszy. Jednak przyglądając się bliżej sytuacji widać wyraźnie, że zakończenie otwiera przed nami furtkę, jest startem i szansą. Możemy podjąć wyzwanie i zacząć, bo nowy etap to czysta przestrzeń. Miejsce, które możemy od początku zacząć wypełniać. Już bogatsi o zdobyte doświadczenia, pozyskaną wiedzę. Bo z każdym rokiem wiemy więcej o sobie, o życiu, lepiej rozumiemy jego sens. Umiemy czytać przesłania z tego, co nam się przydarza. I dlatego dostajemy możliwość wejścia w coś nowego, co poruszy nieznane nam dotąd zakamarki mózgu i serca.

    Nowy związek, nowa praca, nowe miejsce do życia. Każde następuje po tym, jak zakończy się poprzedni etap. Jestem przekonana, że zakończenia mają moc sprawczą do budowania nowych podwalin pod kolejny cykl. Zakończenie oczyszcza przestrzeń, zamykamy drzwi za tym, co już przeżyliśmy, co stanowi naszą przeszłość. Nie wyrzucamy tego z pamięci, po prostu idziemy dalej. Jeśli jest to nasza świadoma decyzja, wtedy szybciej i łatwiej zacząć. Obudzić się z zimowego snu, ruszyć z miejsca.

    Trudniej jest zaakceptować zakończenie i interpretować go jako okno z widokiem na lepsze w momencie, jak nie byliśmy gotowi na koniec. Jeśli ktoś za nas podjął taką decyzję. Może partner, szef, a może los. Wtedy musi upłynąć trochę czasu by dostrzec ukryty sens zakończenia. Potrzebujemy dystansu, spokoju by podejść do niego, jak do daru losu, który otrzymujemy. Zakończenia mogą być piękne, choć czasem są trudne. Mogą dawać nam moc do zmiany, mogą nas motywować, uczyć, oswajać z nieznanym.

    Pory roku w przyrodzie zmieniają się. Kończy się zima, by mogła obudzić się wiosna. Nowa energia, nowe życie, nowa nadzieja. “Po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój”, w życiu, jak w piosence. Przeżywamy zakończenia i początki po wielokroć. To istota naszego istnienia. Wszystko w przyrodzie ma swój czas.

    “Zachody słońca są dowodem na to, że zakończenia też mogą być piękne”. Beau Taplin

    Nie zawsze mamy wpływ na to, kiedy coś się zakończy, ale od nas zależy jak zareagujemy i czy dobrze wykorzystamy to doświadczenie w przyszłości. Czy spojrzymy na nie w sposób twórczy, czy będzie ono pierwszym krokiem do lepszej części naszego życia. Warto próbować, uczyć się odczytywać zdarzenia z korzyścią dla siebie. Tworzyć swój świat i mieć realny wpływ na następujące po sobie rozdziały. “Kochaj ten etap, na którym się teraz znajdujesz: jesteś wciąż w fazie prac. Nieustannie się rozwijasz”. A jeśli się zakończy, weź głęboki oddech, daj sobie tyle czasu, ile potrzebujesz na zebranie sił, a potem ruszaj dalej. Bo życie jest drogą.

  • Blisko natury

    7 powodów, by zacząć spacerować.

    Odkąd zamieszkałam blisko lasu, mam przestrzeń do spacerów tuż za oknem. Mogę wyjść na kilka minut lub na dłuższą włóczęgę. Przyznam, że o każdej porze roku spacery bardzo mi służą. Dostarczają siły, energii, cieszą oczy różnorodnymi widokami. Kiedyś nie doceniałam ich wkładu w moje zdrowie i samopoczucie, nie było dogodnych miejsc, nie chciało mi się wychodzić. Po całym dniu wolałam umościć się pod kocem z książką lub dobrym filmem. Teraz obcując z naturą, dostrzegłam niewątpliwe zalety wychodzenia za swój płot, którymi się z Wami podzielę.

    Bo każdy z nas ma w życiu taki moment, kiedy potrzebuje iść na spacer, oderwać się, odetchnąć głębiej, wyciszyć umysł.

    Pierwszy powód, niby prozaiczny, dotlenisz się, odetchniesz świeżym powietrzem. Często zapominamy o tym jadąc samochodem do pracy, siedząc w biurze, pracując w domu. Ja też zapominałam, odkładałam na jutro i na jutro. Aż przyszła pandemia i zamknęła nas w domach na długie miesiące. Wtedy poczułam, że możliwość swobodnego pójścia na spacer jest moją małą wygraną w tej trudnej dla wszystkich sytuacji. Mieszkając tutaj mogłam wyjść bez maseczki i iść drogą przed siebie, nie mijając po drodze żadnego człowieka. Czułam jak z każdym metrem ładuję akumulatory, wzmacniam organizm i dodaję sobie naturalnej odporności. Czułam zapachy płynące z lasu, porannej rosy, kilka głębokich oddechów pozwalało wyrzucić z siebie zmęczenie, stres, poczuć wolność. Mało, a tak wiele.

    Po drugie odkryjesz nowe miejsca. Dokładnie tak. Nieważne czy spacerujesz w mieście czy poza nim. Wystarczy, że czasem skręcisz w inną uliczkę czy ścieżkę. Zmienisz przyzwyczajenie i zajrzysz do nowej piekarni. Zejdziesz z utartej trasy, pójdziesz na skróty. To pozwoli Ci dostrzec inne krajobrazy, uruchomi inne emocje, zaciekawi, zainspiruje. Poczujesz nowe moce, endorfiny, które pobudzą do życia. W moim otoczeniu mam dużo miejsc jeszcze nie odkrytych, zakątków lasu, okolicznych jezior, krętych ścieżek, które prowadzą w nieznane. Wchodzę w głąb lasu, idę przed siebie i często trafiam na coś nowego. Czasem to pomost nad brzegiem jeziora do którego wcześniej nie dotarłam, czasem stara kładka, a innym razem nieczynny wiadukt kolejowy, który wyłania się spośród drzew. Poznając nowe rozwijamy swoją wyobraźnię, poszerzamy horyzonty. Najważniejsze, żeby nie zabłądzić… Żartowałam 🙂

    Spacerując wyciszysz umysł, znajdziesz równowagę. Pielęgnując taki nawyk, odpoczywasz od codziennej krzątaniny, obowiązków, które kumulują się w Twojej głowie. Nawet, jeśli nie możesz o nich zapomnieć, zyskujesz dystans, choć na chwilę. A to bardzo dobrze robi naszemu zdrowiu psychicznemu. Bo to w głowie toczą się wszystkie wewnętrzne dialogi, wracają niechciane myśli, problemy. Budują się plany, harmonogramy i cele, a z nimi obawy, czasem strach i niepewność. Idąc przed siebie masz poczucie, że zostawiasz to za sobą. Wychodzisz naprzeciw lepszym myślom, tym bardziej optymistycznym. Zyskujesz nową nadzieję, wiarę w siebie, przekonanie, że sobie poradzisz. Nie, wcale nie przeceniam siły spaceru. Z doświadczenia wiem, że w ten sposób poukładasz myśli do odpowiednich szufladek, odciążysz głowę, pozbędziesz się natłoku zbędnych informacji, deszczu bodźców płynących z otoczenia. Oczywiście pod warunkiem, że pójdziesz na spacer bez telefonu.

    Chodzisz, czyli w przyjemny sposób dbasz o swoje zdrowie. Podnosisz się z kanapy, a kolejne kroki przybliżają Cię do zdrowego stylu życia. Spacer to ruch, a ruch to… No właśnie. Możesz schudnąć, ujędrnić i rozciągnąć ciało. Pobudzić krążenie krwi, dotlenić komórki w organizmie. Tak, tak. Spacerując regularnie odmłodzisz się, zyska Twoja skóra, znikną cienie pod oczami, policzki ładnie się zaróżowią. Spacery mają dobroczynny wpływ na Twój sen. Będzie bardziej głęboki, spokojny, a co za tym idzie zregenerujesz się i odzyskasz siły. Z każdym kolejnym wyjściem poprawisz kondycję, zyska Twoje serce. Lepiej sobie poradzisz z pokonywaniem schodów, swobodnie podbiegniesz do autobusu. Z dnia na dzień będziesz chętniej się ruszał, pokonywał dłuższe dystanse. Zamienisz samochód na własne nogi. Oczywiście nie codziennie i nie za każdym razem, ale od czegoś trzeba zacząć. Dzisiaj idź do sklepu na piechotę, przejdź się wieczorem przed snem dookoła bloku lub po osiedlowych alejkach. Jak mieszkasz poza miastem, wyjdź na drogę, przejdź się po łące. Sam lub ze swoim kudłatym pupilem. Taki mały trening, krótka chwila dla siebie, a korzyści dla organizmu ogromne.

    Możesz oddać się medytacji. Dokładnie tak. Nie musisz stawać na głowie, siadać w pozycji Kwiat lotosu, jechać na Bali w poszukiwaniu siebie. Otwórz drzwi i wyjdź z domu. Znajdź miejsce na uboczu, jakąś alejkę, park, leśną drogę. Spójrz na zieleń roślin, drzewa, trawę. Już samo patrzenie na kolor zielony uspakaja, wycisza. Zdystansujesz się, poukładasz priorytety. Medytacja podczas spaceru pomaga odzyskać równowagę ciała i ducha, polepsza samopoczucie, poprawia koncentrację, wyzwala kreatywność. Ja lubię czasem pójść przed siebie, zapominając o tym, co przed chwilą zajmowało moją uwagę. Patrzeć na kołyszące się drzewa, na ptaki, zadzieram głowę do góry jak słyszę jakieś leśne odgłosy, widzę, że coś nadlatuje. Budzę swoją ciekawość życia, obcuję z przyrodą, zatrzymuję się. Jak pisał kiedyś Kofta: “Pamiętajcie o ogrodach, przecież stamtąd przyszliście.” Powrót do źródeł przekłada się na życie w równowadze. Spróbuj.

    10 000 kroków to motywacja i satysfakcja, a co za tym idzie dobre samopoczucie i zadowolenie. Nigdy nie mierzyłam długości moich spacerów, nie używałam krokomierzy, ale wiem, że wiele osób to robi. Dlaczego? Bo wynik motywuje, mówiąc kolokwialnie nakręca 🙂 I bardzo dobrze. Każda metoda jest dobra, żeby odkryć w sobie nowy potencjał. Poczuć wewnętrzną radość i chęć by zrobić to znowu. Fajnie patrzeć na wykres pokonanej trasy, na osiągi, kolejne przespacerowane kilometry. Stawiasz sobie cel i udaje Ci się go zrealizować. Odnosisz sukces. I to też bardzo dobry powód, by spacery stały się częstym punktem w naszym grafiku. Dobrym przyzwyczajeniem, zdrowym nawykiem.

    A na koniec ostatni powód: czyli brak powodu. Jeśli nie przekonuje Cię to, co przytoczyłam powyżej, nie szukaj w pocie czoła specjalnego powodu, żeby wyjść na spacer. Przecież nie musisz mieć pewności czy przyniesie Ci on korzyść. Wyluzuj, działaj spontanicznie. Sam sprawdź jak się poczujesz po kilkunastominutowej przechadzce, jak zareaguje Twoje ciało i umysł. Czy taka forma relaksu jest dla Ciebie? Powtórz kilka razy tą próbę i sam odnajdziesz argumenty za lub przeciw. Może jesteś stworzeniem niemobilnym, może relaksujesz się jedynie pod ciepłym kocem albo w wannie. A może po prostu nogi odmawiają Ci posłuszeństwa i bolą. Nic na siłę. Ilu ludzi, tyle upodobań. Na pewno znajdziesz zdrową alternatywę dla spacerów i rozsmakujesz się w tym na dobre. Trzymam kciuki!

    Tutaj medytuję… Zielonego koloru mam pod dostatkiem.