-
Ciesz się tym, co masz. Podziękuj, doceń.
“Bycie wdzięcznym nie oznacza, że wszystko jest dobre. Oznacza jednie, że potrafisz to zaakceptować jako dar.” No właśnie, wdzięczność. Czym jest, jaką ma moc. Moim zdaniem ogromną. Bo właśnie w słowie: “dziękuję” zawiera się sens życia, nasza siła. To, jak podchodzimy do naszej codzienności, tego, co mamy warunkuje czy jesteśmy szczęśliwi, spełnieni.
Ja od dziecka nauczyłam się dziękować. Za nowy dzień, zdrowie, miłość, rodzinę, dobrych ludzi, małe i większe szczęśliwe zdarzenia, które mnie spotykają. I nie ma w tym przesady. Uważam, że pokora wobec życia jest oznaką dojrzałości, mądrości, zdobytego doświadczenia. Wielu ludzi blokuje odczuwanie i wyrażanie wdzięczności, bo uważają, że wszystko im się należy. Są też tacy, którzy nie potrafią docenić tego, co mają, co otrzymują od losu i takie podejście czyni ich wiecznymi poszukiwaczami szczęścia.
A tak naprawdę to wdzięczność jest furtką do szczęścia. Ma wielką moc. Przyciąga dobre zdarzenia, skupia życzliwych ludzi blisko nas. Wyrażanie wdzięczności powoduje, że życie robi się prostsze, że nie mamy poczucia walki z całym światem, nie musimy ciągle szukać, o coś walczyć, bo to, co ważne i piękne zauważamy w naszej codzienności i potrafimy to docenić.
“Gdyby jedyną modlitwą, jaką odmówisz w życiu było słowo “Dziękuję” – to wystarczy”. Meister Echart
Wdzięczność pomaga poczuć smak życia, doświadczyć pozytywnych emocji, z optymizmem spojrzeć w przyszłość. Inspiruje, wspiera w budowaniu trwałych relacji, osiąganiu poczucia, że coś nam się udało. Jesteśmy szczęśliwi, że jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Nie oznacza, że mamy zaprzestać poszukiwań, dążenia do realizacji marzeń, spełnienia tego, co mamy w sercu. Wdzięczność za to, co już otrzymaliśmy wzmocni w nas wiarę w siebie, pozwoli odważniej sięgać po więcej.
Zatrzymaj się, praktykuj wdzięczność, doceń to, co masz. Odpowiedz sobie szczerze, jak często odczuwasz wdzięczność? Czy potrafisz dziękować?
“Żyć to znaczy okazywać wdzięczność za słoneczny blask i miłość, za ciepło i czułość, których jest tak wiele w ludziach i rzeczach”. Phil Bosmans
-
Zmiana, trudna konieczność czy koło zamachowe?
“Czasem los stawia nas na rozstaju dróg i wtedy wszystko jest możliwe”.
Lubimy stabilizację, poukładany świat, swoje rytuały, przyzwyczajenia, trzymamy się utartych szlaków. Mamy ustalone zasady, którymi kierujemy się w życiu. Nader wszystko cenimy swój “święty spokój”. I wtedy przychodzi ona… Zmiana.
No właśnie. Zmiany są, będą. To nieodłączny element naszego życia. Tego jednego możemy być pewni. Czy lubimy zmiany, a może się ich boimy? Jak podejść do zmian w życiu, wykorzystać ich potencjał i przekuć na realne korzyści. Zmiana może dać nam natchnienie, nowe światło na naszej drodze, być szansą, jeśli tylko będziemy potrafili do niej właściwie podejść. Nowa praca, zmiany w życiu osobistym, przeprowadzka to momenty, w których na nowo musimy zweryfikować swoje zasoby, przyjrzeć się sobie, ocenić własne siły. Zmiany zmuszają nas niejako do wyjścia z naszej strefy komfortu. A to wielka wartość. Życie to ruch. Nowe wyzwania, możliwości pomagają nam poznać na ile jesteśmy w stanie przekraczać utarte granice w swoim umyśle. Adaptujemy się do nowych warunków, poznajemy nowych ludzi, odrywamy ścieżki, których wcześniej nie znaliśmy. To nas wzmacnia, rozwija.
Zmiany pomagają nam uzyskać właściwe proporcje w życiu, docenić to, co naprawdę ważne. Spojrzeć na wiele spraw z dystansu, bo przecież całość najlepiej widzi się z pewnej odległości. W ten sposób budujemy nowe, lepsze życie. Oddzielamy ziarna od plew, uwalniamy się od skostniałych układów, obciążających sytuacji, toksycznych osób. Każdy z nas miał styczność z kimś lub czymś, co go wstrzymywało, było przysłowiową kulą u nogi. A zmiana jest powiewem świeżości, szansą na nową jakość. Wychodząc naprzeciw nowemu, otwierając się na nieznane, widzimy siebie w nowym świetle, często dostrzegamy ukryty potencjał, którego wcześniej nie musieliśmy wykorzystywać. Zmiana zmusza nas do wysiłku, do kreatywności. Często coś nas zaskakuje i wtedy musimy spontanicznie reagować, uwalniamy się od schematycznego myślenia i utartych rozwiązań.
Ja porównuję zmiany do nowego początku, który daje mi możliwość stworzenia nowej jakości, podjęcia wartościowych decyzji. W takim momencie mogę wykorzystać moje doświadczenie, znajomość siebie, swoje mocne strony. Mogę iść do przodu, zachowując dobre wspomnienia, a to, co mi przeszkadzało, ciążyło zostawić za sobą. Zmiana to dla mnie świt, poranek, który kojarzy się z nadzieją. Budzę się i wiem, że mam realny wpływ na to, co będzie. Akceptując daną sytuację skupiam się na tym, co tu i teraz. “Pamiętaj, że wszystko można zacząć od nowa. Jutro jest zawsze świeże i wolne od błędów”. I tak chcę na to patrzeć.
A Wy jak postrzegacie zmiany? Obawiacie się ich czy potraficie zaprzyjaźnić się z nową sytuacją w Waszym życiu, przychodzi Wam to łatwo czy wymaga siły, pokonania wewnętrznych oporów, strachu?
-
Bądź dla siebie dobra.
“Bądź dobra dla osoby, którą byłaś, osoby, którą jesteś i dla osoby, którą się stajesz”.
Kochaj siebie, bądź dla siebie dobra. Brzmi egoistycznie? Nie. To my podchodzimy z niedowierzaniem do takiego stwierdzenia. Może tak zostałyśmy wychowane, może to czasy, w których dorastałyśmy. Nie dajemy sobie przyzwolenia, żeby najpierw pomyśleć o sobie, zatroszczyć się o siebie, zadbać w pierwszej kolejności. Stawiamy innych na pierwszym miejscu. Naszych bliskich, przyjaciół, znajomych.
A przecież tak ważne, żebyś potrafiła zaopiekować się sobą, bo tylko wtedy z radością i poczuciem spełnienia będziesz mogła być dla innych. Tutaj przychodzi mi na myśl zdanie, które słyszymy w samolocie tuż przed startem: “Jeśli ciśnienie gwałtownie spadnie, maski tlenowe wypadną automatycznie. Pasażerowie podróżujący z dziećmi, zakładają maskę najpierw sobie, a następnie dziecku.” Ale jak to? Przecież najpierw muszę ochronić moje dziecko, zadbać, aby było bezpieczne. A czy pomyślałaś, co stanie się, jeśli nie założysz maski ochronnej najpierw sobie. Możesz ucierpieć, stracić przytomność i wtedy Twoje dziecko w krytycznym momencie zostanie bez opieki, nie będziesz mogła mu pomóc. Bardzo obrazowe, ale jakie prawdziwe.
I tutaj dochodzimy do sedna. Naucz się myśleć o sobie dobrze, patrz z miłością na odbicie w lustrze, na swoje sukcesy, ale też na porażki. Wybaczaj sobie, daj sobie prawo do słabości. Przecież od tego jak spędzamy każdy dzień zależy to, jak spędzamy całe nasze życie. “Swój sprzęt elektroniczny traktujemy lepiej niż własne ciała. Co noc podłączamy telefony komórkowe do ładowarek, ale sami rzadko śpimy dość długo, żeby naładować własne baterie”. Jesteśmy w stanie wykrzesać z siebie siły, żeby podołać codziennym obowiązkom. Jesteśmy kobietami pracującymi, często matkami, żonami, partnerkami. Mamy cały wachlarz zobowiązań, zadań, które na siebie nakładamy. Eksploatujemy się, spalamy w swoich staraniach. I nie ma w tym nic złego, jeśli najpierw zatroszczymy się o siebie. Bo przecież szczęśliwa mama, to szczęśliwe dziecko, spokojna i spełniona kobieta, to radość jej męża, życiowego partnera. Powiecie, że łatwo się mówi, trudniej zrobić. Fakt, nie będę Was namawiała: rzuć wszystko i jedź do SPA na cały miesiąc, połóż się z nogami do góry, a rodzina niech radzi sobie sama. Nie o to chodzi. Każda z nas ma swoje sposoby, żeby poczuć się lepiej. Znajdź chwilę dla siebie, usiądź i wypij kawę, sok czy co tam najbardziej lubisz. Obejrzyj jeden program w telewizji, ale taki, który Ciebie interesuje, zrób czynność, która ucieszy Ciebie, idź na spacer, na spotkanie z przyjaciółką, do fryzjera. Usiądź w fotelu z ulubioną książką. Zaplanuj te chwile i strzeż ich. Masz do nich prawo. Odpocznij w ciszy i nie miej wyrzutów sumienia. Rozpieszczasz swoich najbliższych, pomyśl też o sobie. Zapewne rodzina myśli o Tobie, dba o Twoje potrzeby, stara się Ci pomóc. To wiele dla Ciebie znaczy. Nie rezygnuj z tego na własne życzenie. Pozwól się wyręczyć, wesprzeć.
Ucz innych, jak mają Cię traktować. Nie poświęcaj się na siłę. Nie będzie z tego nic dobrego, bo na koniec będziesz sfrustrowana, zmęczona, uśmiech zniknie z Twojej twarzy, a ludzie których kochasz poczują ciężar Twojego podirytowania i rezygnacji. Ty sama tworzysz świat, w którym żyjesz i zrób wszystko, byś Ty sama miała w nim ważne miejsce. Wszyscy na tym skorzystają 🙂
“Zdrowa miłość do samego siebie oznacza, że nie czujemy przymusu, aby tłumaczyć się przed sobą lub innymi, dlaczego jedziemy na wakacje, dlaczego śpimy dłużej, dlaczego kupujemy sobie nowe buty, dlaczego rozpieszczamy siebie od czasu do czasu. Czujemy się komfortowo robiąc rzeczy, które dodają wartości i piękna do naszego życia”. Andrew Matthews
Te małe szczęścia są ważne dla zdrowego i spełnionego życia. By nam się chciało chcieć. Każdy dzień jest niespodzianką, czystą kartką. Zapisz na niej choć jeden punkt, w którym Ty jesteś priorytetem. Ty – ważna, kochana, wartościowa, dobra. “Jeśli chcesz zobaczyć cud, sam bądź cudem”. Regina Brett
-
13 inspirujących myśli… Mój kierunkowskaz.
Dla niektórych tylko zdanie jakich wiele, a dla innych głęboka myśl, motto, które zawiera wskazówkę, motywację, inspirację, kierunek. Wpisywane do kalendarza, zamieszczane na tablicy tuż nad biurkiem, przypinane magnesem na lodówce.
W swoim życiu przeczytałam wiele mądrych, ciekawych tekstów, zdań, które utkwiły mi w pamięci. Wrażliwość na słowo pisane zaszczepili mi rodzice. Od dziecka czytali mi bajki, opowiadania. W domu były półki wypełnione książkami aż pod sufit. Na różnych etapach zapamiętane myśli, cytaty, przyświecały mi i pomagały zrozumieć, przetrzymać, zachować podjętą raz decyzję, nie poddać się pod wpływem jakiegoś zdarzenia. Inspirowały mnie do działania, wnosiły nowe światło, dawały nadzieję, pobudzały do refleksji. Lubię sobie przypominać te najbardziej mi bliskie, dostrzegać na nowo ich głębię, sens zawartych w nich słów. Postanowiłam podzielić się z Wami moją listą inspirujących myśli. Moim kierunkowskazem zawartym w zdaniach wypowiedzianych przez innych ludzi, znanych i mniej znanych.
Ta ostatnia myśl jest mi teraz szczególnie bliska… Zmieniliśmy miejsce do życia, z wielkiego miasta przeprowadziliśmy się na skraj lasu. Otworzyliśmy nowy rozdział i dzień po dniu budujemy nasz mały świat. Do takich decyzji potrzeba odwagi, czasem trzeba postawić wszystko na jedną kartę, ale warto iść za marzeniami. Szukać, próbować, poddawać się myślom, które wychodzą z głębi serca. Życie jest jedno i warto chwytać dzień. Oddychać pełną piersią, jeść łyżkami to, co nas cieszy, uszczęśliwia. Być tu i teraz. Zostawić strach za sobą i wierzyć… w siebie, w dobry los. Po prostu zaufać życiu.
-
Cisza. Spróbuj ją odnaleźć.
Zapytacie mnie dlaczego warto poszukać ciszy… Do czego nam ona potrzebna? O jaką ciszę chodzi, o tą zewnętrzną czy tą ukrytą w nas samych?
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Każdy człowiek jest inny, ma swoje potrzeby, priorytety, jest na innym etapie życia. Czy ktoś, kto mieszka i pracuje w wielkim mieście szuka ciszy? Czy jej w ogóle potrzebuje? Myślę, że cisza jest dzisiaj “towarem” coraz bardziej deficytowym, choć poszukiwanym.
Wyrusz w drogę do samego siebie. Wyrusz w drogę ku ciszy.
Sama przekonałam się wielokrotnie, że cisza jest dla mnie odskocznią. Szukałam jej niezależnie od etapu mojego życia. Odpoczywałam w ciszy, zbierałam myśli, resetowałam umysł, tęskniłam za nią, jak przytłaczał mnie codzienny szum, bieganina, nadmiar bodźców. W chwilach decyzji, dokonywania wyborów, małych bilansów zatrzymywałam się, starałam odpocząć, odciąć od zewnętrznego świata. Często dosłownie, zamykając drzwi mojego mieszkania, zostawiając sprawy “niecierpiące zwłoki” za progiem. Pracując z ludźmi i dla ludzi codziennie wymieniasz energię ze spotkanymi osobami, czasem się kogoś radzisz, pytasz, oczekujesz wsparcia. Często tak naprawdę nie masz możliwości wsłuchać się w siebie, poszukać odpowiedzi w sobie, w swojej głowie, w sercu. Rozmieniasz na drobne nurtujące Cię sprawy i problemy. Czytasz poradniki, horoskopy, szukasz inspiracji w przeżyciach i doświadczeniach innych osób. Oczywiście nic w tym złego, sama czasem też tak robię. Z biegiem życia dostrzegłam jednak, że zachowując dystans, spokój, odnajduję najlepsze odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, pojawiające się wątpliwości, bo “cisza nie tylko wyraźniej mówi, ale i dokładniej słyszy”. Człowiek nauczył się czerpać z napływających informacji, do tego stopnia przyzwyczaił się do codziennej lawiny newsów, istotnych i mniej istotnych wiadomości docierających z każdej strony, że zapomniał, jak wygląda życie sam na sam ze sobą. Co więcej, uważam, że wielu z nas boi się ciszy, jest ona dyskomfortem, bo łatwiej zagłuszyć myśli hałasem. Nie trzeba wtedy mierzyć się z tym, co nas boli, nurtuje. Zamiatamy pod przysłowiowy dywan swoje emocje, stres, strach, niepewność. Pod płaszczykiem nadmiernej aktywności chowamy kompleksy, trudne tematy. Problem tylko w tym, że to wszystko i tak nas dopadnie. I wtedy będzie trudniej. Bo najczęściej niezaopiekowane emocje dochodzą do głosu w najmniej odpowiednim momencie, obudzone iskrą przypadkowej złości, niemocy, zniecierpliwienia. Zagadujemy ciszę, tłumimy ją, na siłę tworzymy wokół siebie harmider, skupiamy uwagę innych.
A warto czasem wycofać się z owczego pędu, po kawałku dochodzić do odpowiedzi, szukać rozwiązań, dać sobie szansę usłyszeć co podpowiada nam rozum. Pozwolić myślom na spokojny przepływ, na rozważenie za i przeciw. Cisza pomaga, stwarza potrzebną przestrzeń.
Potrafię się wyciszyć, nawet w tłumie, skupić się, odpłynąć. Tak zwyczajnie wyskoczyć z codzienności. Nie boję się usłyszeć bicia swojego serca. I nie chodzi tutaj o wycofanie, bycie samotnikiem, unikanie innych. Najważniejsze to znaleźć równowagę. Osiągnąć spokój wewnętrzny. Choć i ta zewnętrzna cisza potrafi oczarować. Nie zapomnę pierwszej nocy w naszym domu pod lasem. Za oknem panowała zupełna ciemność, słychać było wszechobecną ciszę… Niesamowite doznanie dla mieszczucha 🙂 Na początku nie było to dla mnie naturalne, nie mogłam uwierzyć, że może być tak cicho, żadnych odgłosów zza okna. Powoli nauczyłam się słuchać tej ciszy. Doceniłam jej siłę. Wpływ na mnie, kojącą moc.
Poszukaj ciszy w sobie, wyłącz telewizor, telefon. Nie bój się milczeć, nie mów na siłę. Cisza to luksus naszych czasów. Podaruj sobie ciszę, jest na wyciągnięcie ręki.
-
7 powodów, by zacząć spacerować.
Odkąd zamieszkałam blisko lasu, mam przestrzeń do spacerów tuż za oknem. Mogę wyjść na kilka minut lub na dłuższą włóczęgę. Przyznam, że o każdej porze roku spacery bardzo mi służą. Dostarczają siły, energii, cieszą oczy różnorodnymi widokami. Kiedyś nie doceniałam ich wkładu w moje zdrowie i samopoczucie, nie było dogodnych miejsc, nie chciało mi się wychodzić. Po całym dniu wolałam umościć się pod kocem z książką lub dobrym filmem. Teraz obcując z naturą, dostrzegłam niewątpliwe zalety wychodzenia za swój płot, którymi się z Wami podzielę.
Pierwszy powód, niby prozaiczny, dotlenisz się, odetchniesz świeżym powietrzem. Często zapominamy o tym jadąc samochodem do pracy, siedząc w biurze, pracując w domu. Ja też zapominałam, odkładałam na jutro i na jutro. Aż przyszła pandemia i zamknęła nas w domach na długie miesiące. Wtedy poczułam, że możliwość swobodnego pójścia na spacer jest moją małą wygraną w tej trudnej dla wszystkich sytuacji. Mieszkając tutaj mogłam wyjść bez maseczki i iść drogą przed siebie, nie mijając po drodze żadnego człowieka. Czułam jak z każdym metrem ładuję akumulatory, wzmacniam organizm i dodaję sobie naturalnej odporności. Czułam zapachy płynące z lasu, porannej rosy, kilka głębokich oddechów pozwalało wyrzucić z siebie zmęczenie, stres, poczuć wolność. Mało, a tak wiele.
Po drugie odkryjesz nowe miejsca. Dokładnie tak. Nieważne czy spacerujesz w mieście czy poza nim. Wystarczy, że czasem skręcisz w inną uliczkę czy ścieżkę. Zmienisz przyzwyczajenie i zajrzysz do nowej piekarni. Zejdziesz z utartej trasy, pójdziesz na skróty. To pozwoli Ci dostrzec inne krajobrazy, uruchomi inne emocje, zaciekawi, zainspiruje. Poczujesz nowe moce, endorfiny, które pobudzą do życia. W moim otoczeniu mam dużo miejsc jeszcze nie odkrytych, zakątków lasu, okolicznych jezior, krętych ścieżek, które prowadzą w nieznane. Wchodzę w głąb lasu, idę przed siebie i często trafiam na coś nowego. Czasem to pomost nad brzegiem jeziora do którego wcześniej nie dotarłam, czasem stara kładka, a innym razem nieczynny wiadukt kolejowy, który wyłania się spośród drzew. Poznając nowe rozwijamy swoją wyobraźnię, poszerzamy horyzonty. Najważniejsze, żeby nie zabłądzić… Żartowałam 🙂
Spacerując wyciszysz umysł, znajdziesz równowagę. Pielęgnując taki nawyk, odpoczywasz od codziennej krzątaniny, obowiązków, które kumulują się w Twojej głowie. Nawet, jeśli nie możesz o nich zapomnieć, zyskujesz dystans, choć na chwilę. A to bardzo dobrze robi naszemu zdrowiu psychicznemu. Bo to w głowie toczą się wszystkie wewnętrzne dialogi, wracają niechciane myśli, problemy. Budują się plany, harmonogramy i cele, a z nimi obawy, czasem strach i niepewność. Idąc przed siebie masz poczucie, że zostawiasz to za sobą. Wychodzisz naprzeciw lepszym myślom, tym bardziej optymistycznym. Zyskujesz nową nadzieję, wiarę w siebie, przekonanie, że sobie poradzisz. Nie, wcale nie przeceniam siły spaceru. Z doświadczenia wiem, że w ten sposób poukładasz myśli do odpowiednich szufladek, odciążysz głowę, pozbędziesz się natłoku zbędnych informacji, deszczu bodźców płynących z otoczenia. Oczywiście pod warunkiem, że pójdziesz na spacer bez telefonu.
Chodzisz, czyli w przyjemny sposób dbasz o swoje zdrowie. Podnosisz się z kanapy, a kolejne kroki przybliżają Cię do zdrowego stylu życia. Spacer to ruch, a ruch to… No właśnie. Możesz schudnąć, ujędrnić i rozciągnąć ciało. Pobudzić krążenie krwi, dotlenić komórki w organizmie. Tak, tak. Spacerując regularnie odmłodzisz się, zyska Twoja skóra, znikną cienie pod oczami, policzki ładnie się zaróżowią. Spacery mają dobroczynny wpływ na Twój sen. Będzie bardziej głęboki, spokojny, a co za tym idzie zregenerujesz się i odzyskasz siły. Z każdym kolejnym wyjściem poprawisz kondycję, zyska Twoje serce. Lepiej sobie poradzisz z pokonywaniem schodów, swobodnie podbiegniesz do autobusu. Z dnia na dzień będziesz chętniej się ruszał, pokonywał dłuższe dystanse. Zamienisz samochód na własne nogi. Oczywiście nie codziennie i nie za każdym razem, ale od czegoś trzeba zacząć. Dzisiaj idź do sklepu na piechotę, przejdź się wieczorem przed snem dookoła bloku lub po osiedlowych alejkach. Jak mieszkasz poza miastem, wyjdź na drogę, przejdź się po łące. Sam lub ze swoim kudłatym pupilem. Taki mały trening, krótka chwila dla siebie, a korzyści dla organizmu ogromne.
Możesz oddać się medytacji. Dokładnie tak. Nie musisz stawać na głowie, siadać w pozycji Kwiat lotosu, jechać na Bali w poszukiwaniu siebie. Otwórz drzwi i wyjdź z domu. Znajdź miejsce na uboczu, jakąś alejkę, park, leśną drogę. Spójrz na zieleń roślin, drzewa, trawę. Już samo patrzenie na kolor zielony uspakaja, wycisza. Zdystansujesz się, poukładasz priorytety. Medytacja podczas spaceru pomaga odzyskać równowagę ciała i ducha, polepsza samopoczucie, poprawia koncentrację, wyzwala kreatywność. Ja lubię czasem pójść przed siebie, zapominając o tym, co przed chwilą zajmowało moją uwagę. Patrzeć na kołyszące się drzewa, na ptaki, zadzieram głowę do góry jak słyszę jakieś leśne odgłosy, widzę, że coś nadlatuje. Budzę swoją ciekawość życia, obcuję z przyrodą, zatrzymuję się. Jak pisał kiedyś Kofta: “Pamiętajcie o ogrodach, przecież stamtąd przyszliście.” Powrót do źródeł przekłada się na życie w równowadze. Spróbuj.
10 000 kroków to motywacja i satysfakcja, a co za tym idzie dobre samopoczucie i zadowolenie. Nigdy nie mierzyłam długości moich spacerów, nie używałam krokomierzy, ale wiem, że wiele osób to robi. Dlaczego? Bo wynik motywuje, mówiąc kolokwialnie nakręca 🙂 I bardzo dobrze. Każda metoda jest dobra, żeby odkryć w sobie nowy potencjał. Poczuć wewnętrzną radość i chęć by zrobić to znowu. Fajnie patrzeć na wykres pokonanej trasy, na osiągi, kolejne przespacerowane kilometry. Stawiasz sobie cel i udaje Ci się go zrealizować. Odnosisz sukces. I to też bardzo dobry powód, by spacery stały się częstym punktem w naszym grafiku. Dobrym przyzwyczajeniem, zdrowym nawykiem.
A na koniec ostatni powód: czyli brak powodu. Jeśli nie przekonuje Cię to, co przytoczyłam powyżej, nie szukaj w pocie czoła specjalnego powodu, żeby wyjść na spacer. Przecież nie musisz mieć pewności czy przyniesie Ci on korzyść. Wyluzuj, działaj spontanicznie. Sam sprawdź jak się poczujesz po kilkunastominutowej przechadzce, jak zareaguje Twoje ciało i umysł. Czy taka forma relaksu jest dla Ciebie? Powtórz kilka razy tą próbę i sam odnajdziesz argumenty za lub przeciw. Może jesteś stworzeniem niemobilnym, może relaksujesz się jedynie pod ciepłym kocem albo w wannie. A może po prostu nogi odmawiają Ci posłuszeństwa i bolą. Nic na siłę. Ilu ludzi, tyle upodobań. Na pewno znajdziesz zdrową alternatywę dla spacerów i rozsmakujesz się w tym na dobre. Trzymam kciuki!